2008 – 2012
Przez ponad 10 lat wspólnego podróżowania autostopem, pieszo, autobusami, samolotami i pociągami odwiedziliśmy sporą część Europy. Odkrywaliśmy starożytne miasta Grecji, uciekaliśmy przed deszczem w Londynie, łowiliśmy ryby w Irlandii, piliśmy wino na Pont des Art w Paryżu, biegaliśmy po winnicach Toskanii, próbowaliśmy wyprostować krzywą wieżę w Pizie, błądziliśmy po ulicach Rzymu, zachwycaliśmy się galeriami sztuki we Florencji, jedliśmy przepyszne owoce morza w Cinque Terre, spacerowaliśmy po ulicach Brukseli i Luksemburgu, tańczyliśmy i piliśmy sangrię na plażach Hiszpanii, zachwycaliśmy się przesłodkim winem porto w Porto i pysznymi rybami w Lizbonie, walentynki spędziliśmy w Budapeszcie, jedliśmy renifera w Helsinkach, spaliśmy na dworcu autobusowym w Sztokholmie, marzliśmy zimą w Oslo, pokochaliśmy czeskie knedliczki, pogłaskaliśmy po głowie kanalarza Cumila w Bratysławie, odwiedziliśmy księżniczkę Sisi w Wiedniu, zjechaliśmy stopem Niemcy i pierwszy raz czuliśmy się bogaci na Litwie i Łotwie.
2013
Gdy już przejechaliśmy Europę postanowiliśmy ruszyć dalej, za zachód, by spełnić sławny American Dream. Największe marzenie Sandry o Nowym Jorku spełniło się szybciej niż przypuszczaliśmy i w sierpniu 2013 roku polecieliśmy za ocean,gdzie spacerowaliśmy po dzielnicach elit, zaglądaliśmy na podwórka w filmowym Greenwitch, skosztowaliśmy dań z wielu zakątków świata, zobaczyliśmy Manhattan z każdej perspektywy, jeździliśmy żółtą taksówką, bolały nas oczy nocą pod Time Square, podpłynęliśmy pod samą Statuę Wolności, piliśmy Budweisera o zachodzie słońca na Rooselvelt Island, odwiedziliśmy żydowski Williamsbourg w szabat, pływaliśmy drewnianą łódeczką i jeździliśmy rowerem po Central Parku, zapukaliśmy do drzwi Plaza Hotel i rozmawialiśmy z punkami zamieszkującymi East Village. Równo 5 lat po naszym poznaniu jeden z nas klęknął i oświadczył się przy piosence Wonderwall Oasis w słynnym Bethesda Terrace
Już z pierścionkiem zaręczynowym na palcu ruszyliśmy dalej okrywając wschodnie wybrzeże: dotknęliśmy Dzwonu Wolności w Filadelfii, denerwowaliśmy tajniaków spod Białego Domu w Waszyngtonie, poczuliśmy się jak dzieci w Disneylandzie w Orlando, piliśmy drinki w pubie Hemingwaya na Key West, spaliśmy w hamaku na jednej z plaż Florida Keys, wygrzewaliśmy się na plażach Miami Beach, poczuliśmy siłę Wodospadu Niagara, łapaliśmy wiatr w wietrznym Chicago i po zjedzeniu ostatniej pizzy w Bros Pizza w Nowym Jorku – ruszyliśmy do domu.
2014
Szybko zdążyliśmy zatęsknić za Europą. Kupiliśmy więc bilet, wynajęliśmy samochód i ruszyliśmy na podbój północnej Sycylii, gdzie zajadaliśmy się domową carbonarrą,soczystymi pomarańczami i spacerowaliśmy po włoskich miasteczkach.
W okolicach lutego pojawiła się niesamowita promocja, która za 500 zł pozwoliła nam znowu odwiedzić nasze ulubione miasto -Nowy Jork. Po raz kolejny zajadaliśmy się hamburgerami z Shake Shaka i lodami z kolorowej Big Gay Ice Cream Factory.
Wróciliśmy szczęśliwsi, a na dzień dziecka autostopem dotarliśmy do Paryża, odwiedziliśmy naszą przyjaciółkę, a miasto przemierzyliśmy rowerem z bagietką, camembertem i winem w koszyku.
Szybko pojawiła się okazja na odwiedzenie odległej Islandii, więc ruszyliśmy na podbój krainy lodu i ognia. Całymi dniami przemierzaliśmy tą wspaniałą wyspę, goniąc dzikie konie i podglądając komiczne maskonury. W ciągu dnia zażywaliśmy kąpieli w gorących źródłach, a fiordy jadły nam z ręki, nocą zasypialiśmy w samochodzie przy odgłosach burzy i wiatru.
W sierpniu 2014 roku spakowaliśmy nasze 10 kilogramowe plecaki i po raz kolejny wyruszyliśmy w świat, do Azji przez… Nowy Jork, w którym przez tydzień mieszkaliśmy w klimatycznym i niesfornym Chinatown, próbując przetrwać amerykańskie lato.
Następnie z przesiadką w Katarze wylądowaliśmy w Wietnamie, a dokładnie w Sajgonie, w którym panował istny sajgon! Motory, riksze, klaksony, uliczne jedzenie… zakochaliśmy się bez reszty w tym nowym, nieznanym dotychczas dla nas świecie. Przez wietrzne Mui Ne, żółte Hoi An i deszczowe Tam Coc udaliśmy się do stolicy kraju, w którym zajadaliśmy się wspaniałą rybą Ca Cha i domową zupą Pho. Prawie za darmo przepłynęliśmy Zatokę HaLong i kilka dni motorem przemierzaliśmy wioski Hmongów, w północnej Sapie.
Granicę przekroczyliśmy lokalnym autobusem i już po chwili znaleźliśmy się w Laosie. W kraju uśmiechu odwiedziliśmy dzieciaki krzyczące radosne „Sawadee!„ mieszkające w odległych wioskach, jedliśmy na nocnych marketach, piliśmy laotańską whiskey i przepyszne Lao Beer, eksplorowaliśmy jaskinię w Konglor, przejechaliśmy motorem Płaskowyż Bolaven, gdzie mieliśmy wypadek, skończony prawie-złamaną ręką. Biegaliśmy po polach ryżowych w zachodzącym słońcu, odpoczywaliśmy na wsypie i wpadliśmy do niewielkiej szkoły na Don Det.
Kambodża przywitała nas wspaniałym sokiem z trzciny cukrowej i przepysznymi wypiekami z ulicznych garokuchni. W Angkor mogliśmy po raz pierwszy poczuć się jak odkrywcy, gdy naszym skuterem przemierzaliśmy kolejne świątynie pochłonięte przez naturę.
W Tajlandii wpadliśmy do Bangkoku, a następnie do Chiang Mai, skąd udaliśmy się drogą lądową do Birmy. Podróż autobusem do Yangonu wspominamy najlepiej na świecie. Thanaka, lungi, betel i uśmiech na każdej twarzy – ta całkowici inna rzeczywistość sprawiła, że zakochaliśmy się w tym kraju od razu. Ciągle obecny kolonializm w dawnej stolicy, trekking przez birmańskie góry, picie wódki ryżowej gdzieś na końcu świata w drewnianej chatce, tańczący rybacy znad Jeziora Inle, mnisi z Mandalay, podróż pociągiem z Hsipaw i magiczny wschód słońca w Baganie…
Po raz kolejny wsiedliśmy w autobus w Yangonie skąd udaliśmy się do Bangoku, a następnie na Railway, gdzie przez 3 dni mieszkaliśmy w małym, drewnianym bungalowie. Za ostatnie pieniądze kupiliśmy przepysznego pad thaia z krewetkami i sok z marakui i wróciliśmy do domu, z nowym planem….
2015
A plan był taki by objechać ziemię dookoła. Zanim jednak plan doszedł do skutku odwiedziliśmy surowe góry Atlas w Maroku, poczuliśmy się jak smerfy w niebieskim miasteczku Chefchaouen, uciekaliśmy przed handlarzami narkotyków w regionie Rif i zajadaliśmy przepysznym tadjinem w Marrakeszu.
8 sierpnia, równe 5 lat po poznaniu i 2 lata po nowojorskich zaręczynach, w leszczyńskim kościele powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak” i rozpoczęliśmy najpiękniejszą z podróży – nasze wspólne życie.
22 września wsiedliśmy w pociąg jadący do Pragi, skąd samolotem razem z naszym kolegą Piotrkiem udaliśmy się do Tajlandii, po której podróżowaliśmy i imprezowaliśmy prawie 10 dni. Rozstaliśmy się w Krabi skąd już samotnie ruszyliśmy w stronę Malezji.
W Malezji zjedliśmy najlepszą kaczkę w naszym życiu, jeździliśmy autostopem, wypiliśmy herbatę na polach herbacianych, skosztowaliśmy rybnej laksy w Georgetown, śmialiśmy się z kiczowatych riksz w Melace i zrobiliśmy sobie zdjęcie pod Petronas Tower.
W kilka godzin autobusem znaleźliśmy się w nowoczesnym Singapurze. Spacer po Ogrodach Przyszłości i podróże sterylnym metrem pokazały nam całkowicie inną Azję. Noce spędzaliśmy na lotnisku bawiąc się w Toma Hanksa z filmu „Terminal”, gdyż miasto zdecydowanie przekraczało nasz budżet.
Wróciliśmy do Kuala Lumpur, wsiedliśmy na pokład Air Asia i już następnego dnia byliśmy w Nepalu. Jazdy na dachu razem z kozami lokalnymi autobusami, aromatyczne pierożki mo:mo, zatłoczone Katmandu i jego przepiękne okolice, wschód słońca widziany ze wzgórza Saragkot, lot paralotnią nad jeziorem w Pokharze, no i w końcu długo wyczekiwany trekking wokół Annapurny. Jazda pickupem na pace z mnichem i pijaną hinduską nad górskimi przepaściami, przepiękne widoki, ośnieżone siedmiotysięczniki, wspaniałe wschody słońca, klimatyczne schroniska, niezliczona ilość przepitych herbat i zjedzonych zup, rozmowy do późna przy domowym winie, spotkania z innymi podróżnikami i przede wszystkim… wolność.
Kraj opuściliśmy po 3 tygodniach skąd udaliśmy się do Indonezji. Sumatra przywitała nas wspaniałą pogodą i karaluchem w pokoju. Szybko opuściliśmy stolicę wyspy i udaliśmy się nad Jezioro Toba, by odkryć plemiona Bataków, zamieszkujących okoliczne wioski. Niedługo potem wsiedliśmy na łódkę z przypadkową grupą studentów i z małego portowego miasteczka Singkil ruszyliśmy w stronę przygody – na małą, egzotyczną wyspę Palambak, na której zamieszkaliśmy w małym bungalowie z tarasem i widokiem na turkusowe morze. Codziennie rano, jeszcze przed śniadaniem biegaliśmy po plaży i szukaliśmy pięknych raf, a wieczorami zasypialiśmy przy odgłosach małp i egzotycznych ptaków.
Ze smutkiem opuściliśmy raj i udaliśmy się w stronę Jawy, na której oglądaliśmy wschód słońca nad wulkanem, odwiedziliśmy fabrykę siarki w samym środku krateru i odkrywaliśmy podwodny świat Karimunjawy.
Promem udaliśmy się na Bali, gdzie zamieszkaliśmy w Ubud. Przez kilka dni motorem przemierzaliśmy pola ryżowe, hinduskie świątynie i małe wioski.
Stamtąd popłynęliśmy na Gili Meno, gdzie pływaliśmy z żółwiami i podziwialiśmy piękne zachody słońca z balijskim wulkanem w tle. Po kilka dniach leniuchowania, wynajęliśmy namiot i ruszyliśmy zdobyć piękny wulkan Ranjani, któy w połowie drogi się zakrztusił, wypluł z siebie trochę dymu, więc i my musieliśmy zawrócić.
Gdy czas trwania naszej wizy dobiegł końca, spakowaliśmy swoje rzeczy i polecieliśmy w stronę dzikiego Borneo, na którym odkryliśmy fascynujący świat zwierząt. Podróż drewnianą łodzią o poranku we mgle przez dżunglę, dzikie orangutany, spotkanie oko w oko z nosaczem Billem oraz jazda samochodem dały nam wiele frajdy i uświadomiły, jak niewiele jest na świecie miejsc, gdzie można na żywo podglądać te wspaniałe zwierzęta. Podczas naszego pobytu zapuściliśmy się również na głębokie wody Morza Celebes i odkryliśmy wioski ludzi Baju, którzy 80% swojego życia spędzają w wodzie, łowiąc ryby i owoce morza.
O Filipiny „zahaczyliśmy” w grudniu. Manila pokazała nam swoje dwie twarze, poznaliśmy ludzi, którzy starają się przeżyć za dolara dziennie, segregując śmieci, staliśmy w gigantycznych korkach, odwiedziliśmy ostatnią tatuażystkę w Kalindze, byliśmy w wiosce dawnych łowców głów, przemierzyliśmy pola ryżowe z Banaue do Batad, pływaliśmy po turkusowych wodach Coron, odwiedziliśmy błękitne laguny i piliśmy piwa na ganku naszego hostelu bez okien.
Święta spędziliśmy w Indiach. Po rybę na targ udaliśmy się kilka godzin przed wigilią, a RMF Święta umilało nam gotowanie. Świąteczna atmosfera spowodowała, że chcieliśmy zrobić coś dobrego i tak, na krótka chwilę, zostaliśmy nauczycielami-wolontariuszami w szkole w slumsach w New Delhi. W dzieciakach każdego dnia zakochiwaliśmy się coraz bardziej, a gdy przerobiliśmy już tabliczkę mnożenia, alfabet, podstawowe zwroty angielskie i nadszedł czas rozstania, mieliśmy łzy w oczach.
2016
Indie, jak i całą Azję, pożegnaliśmy z początkiem roku. powitaliśmy natomiast kraj kangurów, emu i (wcale-nie-takich-słodkich) misi koala. Miesiąc w krainie Oz obfitował w wiele przygód. Śniadania jedzone nad oceanem, w kanionach i parkach narodowych, noce spędzone pod rozgwieżdżonym niebem, bliski kontakt z dzikimi zwierzętami, cudowne widoki, wspaniałe trasy widokowe, masa poznanych, zakręconych ludzi, kąpiele w turkusowych wodach, pustynie, spotkania z Aborygenami, no i przede wszystkim wolność – wolność, która jest nie do opisania! Tańczyliśmy na klifach do naszych ulubionych piosenek, urządzaliśmy barbecue w ogrodach botanicznych, jedliśmy kolacje o zachodzie słońca, spaliśmy na pustyniach, opowiadaliśmy sobie historie z dzieciństwa, a o poranku budziły nas stada papug.
31 stycznia, w dniu urodzin Sandry, Rostek oznajmił, że zabiera ją na Fidżi. Po miesiącu spania wyłącznie w samochodzie i kąpieli w publicznych łazienkach – złociste plaże i palmy były strzałem w dziesiątkę! Państwo, mimo, że malutkie, pokazało nam wiele oblicz. Przez kilkanaście dni zdążyliśmy zamieszkać na małej wysepce, którą obejść można było w 15 minut, podglądaliśmy życie nurków-wolontariuszy, poznaliśmy wodza Navala, bawiliśmy się z dzieciakami, spędziliśmy noc w tradycyjnej, fidżyjskiej burze, dostaliśmy przepis na makaron z liśćmi taro z mleczkiem kokosowym i cała rodzina oglądała z nami zdjęcia ślubne. Walentynki spędziliśmy kąpiąc się w wodospadzie w samym środku lasu deszczowego.
Naszym kolejnym punktem miała być Nowa Zelandia, ale z powodu topniejącego budżetu i możliwości pracy zdalnej zdecydowaliśmy się na tańszy kraj. Wróciliśmy więc do Australii, stopem przejechaliśmy kawałek wschodniego wybrzeża, spędziliśmy trzy noce na lotnisku, poopalaliśmy się na plaży Wakiki Beach na Hawajach, skoczyliśmy na Galę rozdania Oskarów w Los Angeles i po czterech przesiadkach, w końcu znaleźliśmy się w Meksyku. Państwo przejechaliśmy autostopem po drodze poznając mnóstwo pozytywnie zakręconych ludzi, którzy opowiedzieli nam niezwykłe historie. W Guadalajrze jedliśmy najsmaczniejsze tacosy, podziwialiśmy kolorowe Guanajuato, wspięliśmy się na Piramidę Słońca i Księżyca w prekolumbijskim miasteczku Teotihuacan, przepiliśmy litry mezcalu w Oaxaca, podglądaliśmy surferów w Puerto Escondido, a w San Cristobal, w którym mieszkaliśmy 10 dni, z bliska przyglądaliśmy się obchodom Wielkiego Tygodnia i spędziliśmy pierwsze wspólne święta Wielkanocne.
Na granicy postawiliśmy się panu urzędnikowi, który chciał od nas wyłudzić 15 dolarów i po trzech przesiadkach znaleźliśmy się w Ameryce Środkowej, a dokładnie w kolorowej Gwatemali. Podczas naszego pobytu odwiedziliśmy mnóstwo kolorowych targów, na których podglądaliśmy mieszkańców, którzy do dziś ubierają się w tradycyjne stroje, spędziliśmy wspaniały czas nad Jeziorem Atitlan, jeździliśmy szalonymi chickenbusami, pływaliśmy kajakami i wspięliśmy się na jeden z najbardziej aktywnych wulkanów Ameryki Centralnej - Pacaya, w którego oparach smażyliśmy pianki marshmallow.
Po 16 dniach już bezproblemowo przekroczyliśmy kolejną granicę i znaleźliśmy się w Salwadorze okrytym złą sławą. Jako, że kolejny wulkan i zarazem najwyższy szczyt kraju był w zasięgu ręki, razem z dwójką policjantów wspięliśmy się na Santa Ana by na szczycie podziwiać piękne, turkusowe jezioro znajdujące się w kraterze. Niedługo potem uciekliśmy w stronę wulkanicznej plaży El Tunco słynącej z ciekawych formacji skalnych i backpackerskiej atmosfery, a gdy już wypiliśmy wystarczającą ilość piw podziwiając zachód słońca udaliśmy się na wschód.
Do Nikaraguii dotarliśmy późnym wieczorem, ale praktycznie od razu udało nam się odnaleźć wymarzony nocleg w samym centrum Leon, w którym zamieszkaliśmy przez tydzień. Codziennie z resztą mieszkańców gotowaliśmy europejskie specjały, o które ciężko w tamtych rejonach w dobrej cenie. Boso spacerowaliśmy po dachu Katedry, piliśmy przepyszne soki ze świeżych owoców, graliśmy w bilarda i piliśmy drinki w hamaku. Ze łzami w oczach pożegnaliśmy się z hostelową obsługą i ruszyliśmy w stronę Jiquilillo – uroczej wioski położonej nad Oceanem. Jednak podczas podróży chickenbusem skradziono nam laptopa ze wszystkimi zdjęciami i filmami z naszej wyprawy. Kradzież zgłosiliśmy od razu, znaleźliśmy świadka całego wydarzenia, jednak policja w Chinandedze nie chciała nam pomóc, więc i my pogodziliśmy się ze stratą sprzętu. Pojechaliśmy do pięknej Granady, najstarszego kolonialnego miasta Nikaragui. Wybuch wulkanu pokrzyżował nam plany, więc musieliśmy zrezygnować z wspinaczki na Masayę. Promem przeprawiliśmy się na wyspę Ometepę zamieszkaną przez setki koni, które codziennie o poranku biegały po plaży. Cały czas śledziliśmy również portale ze sprzedażą sprzętu, aż pewnego dnia odkryliśmy profil mężczyzny, który próbował sprzedać naszego Della. Nie czekając ani chwili wsiedliśmy na prom i udaliśmy się do stolicy, zaaranżowaliśmy spotkanie ze złodziejem i po 12 godzinach i ostrej walce ze skorumpowaną policją odzyskaliśmy naszego laptopa! Kilka dni później byliśmy już w drodze do Kostaryki skąd polecieliśmy do Nowego Jorku, który był ostatnim punktem tej wyprawy.
Wizyta w Nowym Jorku była naszą czwartą. Podczas kilku dni odwiedziliśmy nasze ulubione miejsca, przeszliśmy się Brooklyn Bridge, zjedliśmy hamburgera z Shake Shacka, wypiliśmy kilka piwek z widokiem na Manhattan, wpadliśmy do miejsca, w którym się zaręczyliśmy, pochłonęliśmy kilka bajgli, łamaliśmy sobie kark szukając szczytów wieżowców i po raz kolejny zakochaliśmy się w romantycznym Greenwitch. Z powodu zawyżonych cen noclegów wszystkie cztery noce spędziliśmy na lotnisku, gdzie o poranku podglądaliśmy ludzi śpieszących na samolot we wszystkie strony świata.
Z Nowego Jorku Megabusem dostaliśmy się do Toronto, a następnie z przesiadką w Frankfurcie wylądowaliśmy w Warszawie.
W Polsce ciężko nam się było zaaklimatyzować, a myślami ciągle wracaliśmy do odległych krain, które odwiedziliśmy. Tęsknota nie dała nam spokoju, więc pod koniec lipca spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy do Gruzji.
Odkrywaliśmy zakamarki Kaukazu, wędrowaliśmy przez góry Swanetii i wspinaliśmy się na punkty widokowe, z których mogliśmy podziwiać piękno Gruzji.
Odwiedziliśmy Cminda Sameba – pocztówkowe miejsce kraju, upiliśmy się czaczą i tańczyliśmy na gruzińskiej imprezie, zajadaliśmy się pysznym chaczapuri, gubiliśmy się w uliczkach Tbilisi i po dwóch tygodniach wróciliśmy do Polski.
Listopadowe dni upłynęły nam na roadtripie po jesiennych Bałkanach. Odkryliśmy magię Bośni i Hercegowiny, podziwialiśmy zachód słońca nad Dubrownikiem i wschód słońca nad Zatoką Kotorską w Czarnogórze. Albania zafascynowała nas kulturą i przemiłymi ludźmi, a powrót do kraju zaplanowaliśmy górskimi szlakami.
Po powrocie szybko się przepakowaliśmy i ruszyliśmy z przyjaciółmi do miasta miłości – Paryża, gdzie piliśmy wino i zajadaliśmy się przepysznymi serami.
2017
Moje (Sandry), styczniowe urodziny spędzaliśmy w orientalnym Iranie. Zajrzeliśmy do najbardziej świętego miasta – Qom, podziwialiśmy przepiękne meczety Kaszan i Isfahan, odwiedziliśmy kilka pustynnych miasteczek i popłynęliśmy na Wyspę Keszm pełną dzikich wielbłądów.
W Dzień Kobiet spełniliśmy jedno ze swoich największych marzeń i 8 marca przelecieliśmy się balonem nad Kapadocją w Turcji.
Kilka dni spędziliśmy w pięknym Stambule i chociaż pogoda nam nie dopisywała to z uśmiechem na ustach zajadaliśmy się małżami i tureckimi obwarzankami.
Trzy miesiące później z dwoma plecakami, karimatami, śpiworami i jednym namiotem stanęliśmy na lotnisku w Pradze i ruszyliśmy w kolejną podróż - do Ameryki Południowej. Swoją wyprawę rozpoczęliśmy w Brazylii, w Rio de Janeiro gdzie przez tydzień mieliśmy okazję poczuć klimat tego niezwykłego miasta.
Po 7 dniach spacerów po plażach, oglądaniu niezwykłych wschodów i zachodów słońca i wspinaczek na kolejne punkty widokowe ruszyliśmy dalej odwiedzając kolejno uroczą wyspę Ilha Grande, na której mieliśmy okazję odbyć kilka trekkingów, kolonialne Paraty i wielkomiejskie Sao Paulo.
Swoją podróż po tym gigantycznym kraju zakończyliśmy oglądając Wodospady Iguazu, które urzekły nas swoim ogromem i pięknem….
Przez Paragwaj ruszyliśmy dalej, przemierzając rozklekotanym autobusem bezdroża tego kraju. Przez 20 godzin towarzyszył nam kurz, piasek i bezkresne krajobrazy pustynne.
W końcu dotarliśmy do długo wyczekiwanej Boliwii, a swoją przygodę z tym krajem rozpoczęliśmy od Sucre - małego kolonialnego miasteczka, które uwiodło nas cudowną kuchnią, aromatycznym targiem i przyjazną atmosferą.
Wiedzieliśmy jednak, że tak naprawdę to co najfajniejsze w tym kraju – jeszcze przed nami. Ruszyliśmy więc na południe w stronę Potosi i Uyuni – największej pustyni solnej świata. Nasze organizmy niełatwo zniosły duże wysokości, ale już po dwóch dniach wsiedliśmy w lokalny autobus przemierzający pustynię, który zawiózł nas na sam środek Uyuni – na Wyspę Kaktusową, na której spędziliśmy samotną noc w namiocie, pod milionem gwiazd. Śmiało możemy powiedzieć, że była to jedna z najromantyczniejszych chwil podczas całej podróży
Następnego podziwialiśmy niezwykły wschód słońca ze wzgórza Wyspy, a następnie wskoczyliśmy w starego jeepa i rozpoczęła się nasza przygoda z Parkiem Eduardo Avaroa, który powalił nas na nogi swoim pięknem. Były gejzery, stada flamingów, kolorowe laguny, wulkany i ośnieżone wzgórza. Były noce spędzone na wysokości powyżej 5000 metrów n.p.m. Było nieziemsko.
Po kilku dniach wróciliśmy do cywilizacji i ruszyliśmy do Oruro, a następnie do La Paz, w którym spędziliśmy kilka dni. Następnie udaliśmy się na Jezioro Titicaca, odwiedzając tym samym Wyspę Słońca i Wyspę Księżyca.
Peru przywitało nas piękną pogodą. W Cusco i okolicach spędziliśmy prawie dwa tygodnie. Odwiedziliśmy tarasy solne w Maras i sami zdobyliśmy Tęczową Górę, do której już sam dojazd był przygodą.
Machu Picchu postanowiliśmy zdobyć na własnych nogach, a swoją przygodę rozpoczęliśmy w malutkim miasteczku na obrzeżach Cusco skąd przez cztery dni szklakiem Salkantay szliśmy w stronę Aguas Calientes.
Ruiny zrobiły na nas niemałe wrażenie, głównie ze względu na swoje położenie i konieczność zdobycia ich bez żadnego środka transportu.
Następnie ruszyliśmy w kierunku Limy, a potem Huaraz, które jest dobrą bazą wypadową dla trekkingów w górach Coldiriery Blanca. To właśnie tutaj mieliśmy okazję przejść przepiękny szlak Santa Cruz….
….oraz dotrzeć to niezwykłej Laguny 69, położonej pośrodku szczytów.
Po kilku intensywnych dniach spakowaliśmy plecaki i wyruszyliśmy w stronę Yurimaguas – portu, z którego prawie codziennie odpływa prom w kierunku Iquitos – największego miasta świata, w samym sercu Amazonii, do którego dotrzeć można tylko drogą morską lub lotniczą. Trzy dni spędziliśmy na pokładzie barki, załadowanej kurami, plantanami, rybami i mandarynkami, śpiąc w hamakach, pijąc ciepły rum i podglądając codzienne życie w wioskach.
Z Iquitos udaliśmy się w stronę granicy z Kolumbią, by kilka dni spędzić w dżungli. Leticia okazała się dobrą bazą wypadową, a my mieliśmy możliwość spać w samym sercu dżungli, zobaczyć olbrzymią tarantule, posłuchać o wierzeniach Indian i spędzić czas z cudowną rodziną.
Następnie polecieliśmy do Bogoty, stamtąd udaliśmy się do Miami i po dwóch dniach spędzonych na lotnisku wylądowaliśmy na lotnisku w Berlinie.
W październiku odkopaliśmy z szafy nasze walizki i ruszyliśmy razem z rodzicami do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przez tydzień podróżowaliśmy po tym malutkim, ale różnorodnym kraju, a temperatury mocno odbiegały od tych, do których przyzwyczailiśmy się w Ameryce Południowej. Odwiedziliśmy między innymi niezwykły Dubaj, który zaczarował nas swoją nowoczesnością i pomysłowością.
Zahaczyliśmy również o stolicę ZEA Abu Zabi, gdzie mogliśmy podziwiać niezwykły Meczet Szejka Zajida, który ujął nas rozmachem, ciekawą historią i pięknymi zdobieniami.
2018
Rok 2018 zaczęliśmy od podróży do Izraela. Podczas krótkiego city break’a przejechaliśmy rowerem wzdłuż i wszerz Tel Aviv…
…i podziwialiśmy niezwykły miks kulturowy w Jerozolimie.
W lutym odwiedziliśmy również naszą przyjaciółkę w Paryżu, a z początkiem wakacji po dłuższej przerwie naszego przyjaciela w Londynie.
Pod koniec lipca spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy do Kirgistanu. Przez dwa tygodnie jeździliśmy marszrutkami z szalonymi kierowcami, dotarliśmy na przełęcz Ala Kul, przeszliśmy trzydniowy trekking Song Kul i załapaliśmy się na ruską imprezę w Biszkeku
We wrześniu znowu „zaprzyjaźniliśmy się” z walizkami i razem z rodzicami pojechaliśmy w nasze ukochane miejsce na ziemi – do Nowego Jorku! Przez tydzień mogliśmy im pokazać nasze ukochane miejsca, przespacerować się po raz kolejny po słynnej 5th Avenue, zobaczyć Manhattan z Empire, pojeździć rowerem po Central Park i zjeść w naszych ulubionych knajpkach.
W listopadzie wpadła nam promocja na Santorini więc nie myśląc długo ruszyliśmy po trochę słońca. Grecką wyspę przemierzaliśmy quadem podziwiając piękną kalderę, urocze miasteczka i niezwykłe zachody słońca…
2019
Rok 2019 rozpoczęliśmy od weekendowego wypadu do Neapolu. Miasto zachwyciło nas przede wszystkim niezwykłym klimatem, pysznym jedzeniem i piękną panoramą. Dzień zaczynaliśmy od wina w kartoniku, a kończyliśmy na jedzeniu najlepszej pizzy w naszym życiu.
Pod koniec marca ruszyliśmy na Sri Lankę. Przez dwa tygodnie spaliśmy w pięknych miejscach, zobaczyliśmy dzikie słonie, przejechaliśmy skuterem pola herbaty, spacerowaliśmy po plaży o zachodzie słońca, przejechaliśmy jedną z najpiękniejszych trasę kolejowych na świecie, budziliśmy się z dźwiękiem Oceanu, wspięliśmy się na Lwią Skałę i podziwialiśmy Sigiriję o zachodzie słońca, wspięliśmy się na kilka punktów widokowych, zakosztowaliśmy lankijskiej kuchni i zakochaliśmy się w uprzejmości mieszkańców.
W maju razem z przyjaciółmi pojechaliśmy na weekend do Marsylii. Miasto nie zachwyciło nas specjalnie, ale towarzystwo Kocura, Bulby i Asi spowodowało, że był to jeden z piękniejszych weekendów ostatnich miesięcy.
W czerwcu w 25 osób (z rodziną z babcią na czele :D) pojechaliśmy do Grecji na nasze pierwsze w życiu wspólne… all inclusive! Rano budziliśmy się w pokoju z widokiem na górę Olimp i jedliśmy wspólne śniadania, w ciągu dnia siedzieliśmy nad basenem, a wieczorami piliśmy drinki w hotelowym barze. Udało nam się również wypożyczyć samochód, pojechać na Meteory i zobaczyć jak dawniej żyli mnisi w klasztorach położonych na wysokich półkach skalnych.
W lipcu zakwalifikowaliśmy do Turystycznych Mistrzostw Blogerów co dało nam możliwość odwiedzenia pięknego zakątku naszego kraju – województwa zachodniopomorskiego. Skosztowaliśmy pysznej regionalnej kuchni, przejechaliśmy Wyspę Wolin wzdłuż i wszerz i zajrzeliśmy na cudowne Pojezierze Drawskie.
W tym samym miesiącu wzięliśmy również samochód i pojechaliśmy do Słowenii, ukrytej perły Europy, która całkowicie nas zachwyciła. Piękne miasteczka, urocze kościółki, ośnieżone góry, niezwykła przyroda, turkusowe jeziora – Słowenia pokazała nam swoje różnorodne oblicza i mimo, że decyzję o odwiedzeniu tego kraju podjęliśmy bardzo spontanicznie to nie żałujemy i śmiało możemy powiedzieć, że to jeden z piękniejszych zakątków Europy.
W sierpniu spakowaliśmy się do niewielkich walizek i ruszyliśmy na północ – za koło podbiegunowe – na Lofoty. Przez pięć dni podróżowaliśmy wynajętym samochodem po tym niezwykłym miejscu, podziwialiśmy piękne fiordy, góry wyrastające prosto z wody, zapierające dech w piersiach punkty widokowe oraz malutkie wioski rybackie.
Kilka dni później ponownie ruszyliśmy w Polskę tym razem na Mazury. Mgła unosząca się o poranku nad łąkami oraz dzikie jeziora, których tafla wody mieni się we wszystkich odcieniach pomarańczy, różu i złota, pyszne jedzenie i urocze miejscowości (w tym miejscowość Rostki :D) – to wszystko pokazało nam, po raz kolejny tego lata, jakim wspaniałym i pięknym krajem jest Polska.
Na jesień urządziliśmy sobie długi weekend i odwiedziliśmy piękną Jordanię. W ciągu zaledwie kilku dni udało nam się zobaczyć niesamowitą Petrę o poranku, egzotyczny Amman oraz przepiękną pustynię Wadi Rum, którą przemierzyliśmy jeepem.
2020
Na Mikołajki odwiedziliśmy naszą przyjaciółkę Monikę oraz nasz ukochany Paryż, w którym po raz kolejny się zakochaliśmy, natomiast z początkiem roku 2020 (kiedy nikt jeszcze nie słyszał o covidzie) spakowaliśmy nasze wysłużone plecaki i razem z rodzicami, rodzeństwem i znajomymi ruszyliśmy do Azji, a podróż rozpoczęliśmy w tętniącym życiem Bangkoku. Pokazaliśmy naszym najbliższym okolice stolicy Tajlandii, przepłynęliśmy drewnianą łódką po jeziorze Cheow Lan Lake w Khao Sok, spędziliśmy kilka dni na Koh Samui, spaliśmy w domku w środku dżungli i podziwialiśmy wschód słońca w Angkorze w Kambodży.
Po powrocie naładowaliśmy baterię w aparacie, zrobiliśmy generalne pranie i kilkanaście dni później byliśmy już w drodze po kolejne marzenie. Ameryka Południowa przywitała nas słońcem i piękną pogodą, a Kolumbia, w której spędziliśmy dwa tygodnie zachwycała na każdym kroku. Przez ten czas odwiedziliśmy przepiękną Valle de Cocora, miasto Pablo Escobara – Medellin, kolorową Cartagenę, backpackerskie Palomino, deszczowy Park Tayrona oraz górskie San Gil z okolicznymi, uroczymi wioskami: Guane i Barichara. Wyprawę zakończyliśmy w Bogocie, która pożegnała nas deszczem i burzą.
Z Kolumbii „uciekliśmy” w ostatniej chwili, zanim Polska i inne kraje zamknęły swoje granice, a wszystkie nasze plany musiały poczekać na lepsze czasy, ale w lipcu udało nam się spakować do samochodu i ruszyć na południe – przez Słowację, Węgry i Słowenię – do Chorwacji, którą przejechaliśmy całą – z północy na południe – i która odkryła przed nami wszystkie swoje atuty.
7 sierpnia, o godzinie 5:11, zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski, spełniło się moje największe marzenie - dowiedziałam się, że zostanę Mamą. Rostek dowiedział się o tym w Sandomierzu, do którego zabrał mnie z okazji naszej 5 rocznicy ślubu, która przypadała na 8 sierpnia.
Początki były bardzo stresujące, ale udało nam się nawet wyjechać na jesiennego roadtripa do Austrii i Niemiec, gdzie odwiedziliśmy Tyrol i Bawarię i gdzie przez kilka dni spaliśmy w samochodzie, co przy ciążowych dolegliwościach było sporym osiągnięciem
2021
8 kwietnia 2021 roku przyszła na świat nasza największa miłość – Zoja, którą pokochaliśmy całym sercem od pierwszych minut i która skradła cały nasz czas. Mimo, że musieliśmy przewartościować swoje dotychczasowe życie to jedno wiedzieliśmy na pewno – chcieliśmy pokazać temu Małemu Człowieczkowi świat. Nasz Świat.
W czerwcu, gdy Zoja „dobijała” do dwóch miesięcy postanowiliśmy sprawdzić się we wspólnej podróży i przetestować się przed dalszymi wyprawami. Wybór padł na nasze polskie morze. Nie było łatwo i nie skłamię jeśli napiszę, że tak naprawdę nic nie zobaczyliśmy Ale ten czas był nam potrzebny, a my już wiedzieliśmy jakie błędy popełniliśmy i jak przygotować się na dalsze odkrywanie świata.
W końcu nastał lipiec i długo wyczekiwana pierwsza podróż za granicę – na Cypr. I to samolotem. Stres był gigantyczny, jak się później okazało całkowicie niepotrzebnie – Zoja przespała większość lotu, a my odetchnęliśmy z ulgą. Wynajętym samochodem odkrywaliśmy zakamarki Wyspy Afrodyty: dzikie plaże, kolorowe miasteczka, klasztory, piękne punkty widokowe i starożytne miasta. Byliśmy przygotowani na powtórkę z wypadu nad Bałtyk, a tymczasem udało nam się zobaczyć wszystkie zaplanowane atrakcje w okolicy Pafos oraz Ayia Napa.
Dwa tygodnie później spakowaliśmy się po raz kolejny i ruszyliśmy odkryć nowy kraj – Maltę. W ciągu kilku dni udało nam się objechać wzdłuż i wszerz główną wyspę, złapać kilka zachodów słońca, zaliczyć romantyczną, rocznicową kolację w Vallettcie i popłynąć na Gozo.
Pod koniec sierpnia polecieliśmy do Włoch, do pięknej Apulii, którą przejechaliśmy pociągami. Odwiedziliśmy urocze Monopoli, Polignano a Mare oraz Bari, zjedliśmy mnóstwo lodów pistacjowych, pochłonęliśmy kilka neapolitańskich pizz i spełniliśmy jedno ze swoich podróżniczych marzeń – dotarliśmy do krainy trulii – Alberobello.
We wrześniu ruszyliśmy do Portugalii i spędziliśmy kilka dni na południu kraju odkrywając przepiękne Algarve i łapiąc wschody i zachody słońca na plażach o niezwykłych formacjach. Udało nam się również pokazać Zoi kawałek lokalnej Lizbony…
….a następnie spakowaliśmy walizki i polecieliśmy na Maderę, którą przez 10 dni przemierzaliśmy wynajętym samochodem odwiedzając przepiękne wybrzeże, majestatyczne góry, mgliste lasy, dzikie wodospady i zielone lewady.
Jesienią postanowiliśmy pokazać Zoi nasze ukochane miejsce – Paryż i po raz kolejny mogliśmy odkryć piękno tego miasta, tym razem już we troje, odwiedzając największe atrakcje stolicy Francji.
2022
Początek roku, a tym samym moje urodziny, spędziliśmy w Andaluzji – spacerując nieśpiesznie po uroczych uliczkach Sewilli i odwiedzając okoliczne miasteczka.
W marcu spakowaliśmy walizki i razem z 10-osobową grupą ruszyliśmy przez Ocean – do Meksyku, na Półwysep Jukatan. Przez dwa tygodnie jedliśmy na lokalnych targach, opalaliśmy się na egzotycznych plażach, odwiedziliśmy rajskie wyspy, zjechaliśmy Isla Mujeres wózkiem golfowym, spacerowaliśmy po największych miastach Majów, eksplorowaliśmy cenoty i imprezowaliśmy w Cancun.
Jeden z majowych weekendów spędziliśmy nad przepięknym Jeziorem Como, które codziennie zachwycało nas pięknymi wschodami i zachodami, urokliwymi miasteczkami i majestatycznymi villami.
A przed nami jeszcze wiele miejsc do odkrycia..
Jesteśmy Sandra, Rafał i Zoja – czyli Rostki – i zapraszamy Cię do wspólnej podróży z nami przez świat
33 Comments
ja mam takie pytanie. Skąd w tak młodym wieku macie tak dużo pieniędzy, bo te Wasze podróże nie są niskobudżetowe. Fajnie się Was czyta, ogląda, inspirujecie
Ale ciekawi mnie ta kwestia. Czy rodzice fundują, czy sami odłożyliście tyle pieniędzy?
Pozdrawiam
hej!
nie jesteś jedyna, która zadaje nam to pytanie :p
jeżeli chodzi o pieniądze na wcześniejsze podróże to pierwszy bilet lotniczy na trasie Praga – Paryż – Wenecja – Bruksela – Mediolan kupili nam rodzice (był to nasz pierwszy Eurotrip 10-dniowy, zaraz po maturze, w ramach prezentu). Ta podróż nas mocno zakręciła, więc postanowiliśmy podróżować dalej. Tylko już tym razem za swoje. Rostek biegał po krakowskich domach i udzielał korepetycji, rozdawał ulotki na Rynku i sprzedawał książki (a miał ich sporo;p) ja natomiast robiłam sesje zdjęciowe, dorabiałam jako grafik + projektowałam np fotoksiążki ślubne/urodzinowe. Tak zarobiliśmy na dwa kolejne Eurotripy + Stany. Po Europie można naprawdę podróżować tanio! Loty znajdowaliśmy z Rayanaira w promocji, z lotnisk dojeżdżaliśmy autostopem, spaliśmy w akademikach i dormach, a czasem na różnych portalach znajdowaliśmy promocje na hotele lub bony na atrakcje:)
Przed wylotem do Azji Rostek zaczął zajmować się projektowaniem stron internetowych, ulotek, bannerów – ogólnie wizualizacją firmy, ja dalej pstrykałam focie na imprezach okolicznościowych i na prywatnych sesjach.
Po powrocie nie czeka na nas mieszkanie, samochód ani dom – wracamy bezdomni ;p ale po prostu wybraliśmy by przeznaczyć tę kasę na „wspomnienia”, a martwić będziemy się później 
Na podróż, w której obecnie jesteśmy, oszczędzaliśmy rok (od powrotu z Azji), kolejną część dostaliśmy w prezentach weselnych od rodziny i przyjaciół
Czyli wszystko na dziko. Fajnie

Może z czasem też się skuszę
Kocham Wasze podejscie do zycia!
<3 bardzo inspirujące jest to co robicie! pewnie słyszeliście to milion razy, ale co tam, prze-piękne zdjęcia!
Śledzę i czytam…… na pewno spotkaliście się z zazdrością, dobrym słowem, podziwem, wsparciem od innych. I ja dorzucam swoją cegiełkę …..
Jesteście młodzi, utalentowani, z pomysłem na siebie, odważni a przede wszystkim idealnie dobrani! jak Hank i Karen, Angelina i Brad Pitt, Clark Kent i Lois Lane, jak Noah i Allie czy Johnny Castle i Baby! Gdzie byście nie pojechali, to WY razem dodajecie koloru temu miejscu! Brawo WY
Śledzę i czytam…… na pewno spotkaliście się z zazdrością, dobrym słowem, podziwem, wsparciem od innych. I ja dorzucam swoją cegiełkę …..
Jesteście młodzi, utalentowani, z pomysłem na siebie, odważni a przede wszystkim idealnie dobrani! jak Hank i Karen, Angelina i Brad Pitt, Clark Kent i Lois Lane, jak Noah i Allie czy Johnny Castle i Baby! Gdzie byście nie pojechali, to WY razem dodajecie koloru temu miejscu! Ooo…. to wam powiem….
ojeju! chyba to najpiękniejszy komplement jaki usłyszeliśmy
dziękujemy bardzo! 
Super!
o mamuniu ileż tego <3 WSPANIAŁOŚCI SAME
Mój absolutnie ulubiony blog! <3 Uwielbiam Was, Wasze zdjęcia, pomysły, sposób na życie, podejście, spontaniczność, energię i to, że wyciskacie z życia JAK NAJWIĘCEJ!
Całuję :*
Jesteście superowi! Kibicuję i przeczesuję archiwa!
Świetne! Nam się od sześciu lat nie udało napisać strony „o nas” na blogu
Najpiekniejsze wspomnienia jakie czytalam. Rowniez kocham podroze, niestety z powodu ograniczonych funduszy zwiedzamy kraje tylko europejskie. Zycze powodzenia w dalszych podrozach, pozdrawiam cieplutko i dziekuje za podzielenia sie tak pieknymi chwilami:)
Łał, robi wrażenie! Cieszę się, że udaje się Wam tyle zobaczyć i zwiedzić i podzielić z resztą. Blog odkryłam zupełnie przypadkiem szukając info o NYC… Myślę, że zostanę tu na dłużej, jeśli czas mi pozwoli, a o Nowym Jorku wyczytam wszystko. Dzięki i pozdrawiam serdecznie.
A zdjęcia absolutnie przepiękne;-))
Przyjemnie się Was czyta! Szalenie inspirujący tekst
Czym robicie tak piękne zdjęcia? Jakie miejsce na świecie polecacie na podróż w okolicach lipca- września?
Dwa pytania do Was
Pozdrawiam i życzę szerokiej drogi!
Dziękujemy
Obiektyw to szerokokątny Tamron 2.8 
Zdjęcia robimy Canonem 5d
Co do podróży to zdecydowanie w tych datach polecamy Stany, Gruzję i Islandię
Jak bedziecie w Peru to zapraszam do mnie!
Mieszkam w Limie od 6 lat i jestem z Leszczyn 

Piekne zdjecia, piekne podroze, piekne zycie
Jesteście mega. Bardzo mnie inspirujecie. Wszystkiego dobrego
Będziecie w Indiach czy Nepalu, zapraszamy do nas!!! My już trzy lata w Azji)
http://lifeofus.net/poland/
Świetny i inspirujący opis – Gratulacje!
Super blog:) niesamowite przygody:) mam pytanko jak podróżujące po krajach Ameryki południowej i środkowej to dogadujemy się po angielsku czy tez znacie hiszpański? Pozdrowienia i czekam na dalsze fotki z wojaży:)
Potrafimy tylko podstawy hiszpańskiego (czyli podstawowe słownictwo plus zwroty) a reszta na migi
Wspaniałe miejsca odwiedziliście! Szczególnie dziękujemy za rady o Bali, gdzie się w lipcu wybieramy. A wcześniej Jordania
Zapraszamy na naszego bloga Na Południe Od Słońca!
Super!

dziękujemy i trzymamy kciuki za udaną wyprawę do Jordanii i na Bali
Super, że Was odkryłem i tutaj trafiłem. Zaczynam prześladować Was na Insta i skrupulatnie odkrywać archiwa strony
A ja zadam pytanie z innej beczki
jak robicie wspólne zdjęcia? prosicie turystów o pomoc czy macie inne rozwiązania?:)
hej

bierzemy ze sobą statyw i zdjęcia robimy samowyzwalaczem
Imponujące podróże. Nawet nie wiecie jak ja wam bardzo zazdroszczę ,że już nie będę mógł zwiedzić tych wszystkich miejsc w których byliście, choć w wielu z nich byłem
Za późno wziąłem się za podróżowanie a czasu już dużo mi nie zostało. Pozdrawiam i nie zatrzymujcie się!!! Powodzenia!
ale fajny blog, gratuluję pomysłowości no i dzięki za wiele inspiracji
Blog bardzo mi się podoba. Nie piszę żeby dopiec czy krytykować, warto poprawić ‚rodzinom’ i ‚jesieniom’
Trzymajcie się, czekam na kolejne wpisy.
Dzięki wielkie! Poprawione