Australia wykończyła nas pieniężnie. Okej, niby byliśmy na to przygotowani, niby się z tym liczyliśmy, a mimo to zdziwiliśmy się spoglądając na stan naszego konta, który pokazywał miliony wydanych monet po miesiącu jedzenia makaronu i ryżu z sosami i spaniu wyłącznie w samochodzie.
Zaczęliśmy więc kombinować co by tu zrobić, żeby nasza podróż się szybko nie skończyła i.. wzięliśmy się do pracy! No dobra bądźmy szczerzy, ja (Sandra) dalej nic nie robię, za to Rostek ze swoimi umiejętnościami nabytymi jeszcze w Krakowie podjął się zdalnej fuchy. Na początku na spokojnie dla jednej Pani z Australii, a obecnie stale współpracuje z trzema firmami, dla których projektuje strony internetowe, loga, banery i ulotki.
Problematyką tego „zawodu” była konieczność stałego dostępu do Internetu. Po Australii i Fidżi planowaliśmy udać się do Nowej Zelandii, wynająć lub kupić używane auto i w nim spać, ale łapanie zasięgu z McDonalda gdzieś po drodze nie wchodziło w grę. Nie w naszej sytuacji.
Decyzja była ciężka, była bolesna, ale ostatecznie zdecydowaliśmy odpuścić krainę Władcy Pierścieni i wybrać kraj, w którym będziemy mogli pozwolić sobie na noclegi, w których dostęp do Internetu jest stały i w miarę szybki. I tak po nocy spędzonej przed terminalem, który otwierał się dopiero o poranku i kolejnych trzech spędzonych na lotnisku w Australii, dniu spędzonym w Honolulu i przesiadce w LA znaleźliśmy się w Guadalajarze – stolicy regionu Jalisco, w MEKSYKU.
Plan był prosty: przemierzać nieśpieszne kraj, a przy większym zleceniu i konieczności zaangażowania Rostka w konkretny projekt, zatrzymanie się w danym mieście by móc popracować, zarobić i pojechać dalej.
W naszych wyobrażeniach Meksyk zawsze jawił się jako tanie państwo. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że ceny noclegów rozpoczynają się od 50 zł za noc w pokoju gdzieś na obrzeżach miasta, a koszt autobusu na trasie 250 km to przynajmniej stówka od osoby, a jedyną tanią rzeczą okazało się (przepyszne!) jedzenie. Szybko stwierdziliśmy, że nie warto trwonić za dużo pieniędzy – w końcu staraliśmy się zaoszczędzić. Poszliśmy więc do supermarketu, zainwestowaliśmy w (przetandetny) namiot, wyznaczyliśmy trasę naszej podróży i po 3 dniach spędzonych w Guadalajarze stanęliśmy na wylotówce z karteczką z napisem Guanajuato. Tak rozpoczęła się jedna z najciekawszych rzeczy jakie zrobiliśmy podczas naszej dotychczasowej, 6-miesięcznej podróży. Rozpoczęła się nasza przygoda z autostopem!
Trasa, którą pokonaliśmy (Guadalajara – Guadajuato – Miasto Meksyk – ruiny Teoticuana -Miasto Meksyk – Oaxaca – Puerta Escondida – San Cristobal – Comidan) nie była ciężka, chociaż miewała gorsze momenty i zdarzało nam się utknąć nocą gdzieś pośrodku niczego. Spaliśmy w polach agawy, pośród gór, obok starej, zapomnianej budowy, na zboczu miasta. Zawsze oczywiście wierzyliśmy do samego końca w złapanie ‚ostatniego-na-dziś-samochodu’ przez co nierzadko rozbijaliśmy się ciemną nocą przy odgłosach dzikich psów i tysiąca cykad.
Nie będziemy tutaj pisać żadnego przewodnika czy poradnika na temat łapania stopa. Żadni z nas specjaliści w tej dziedzinie i pewno nie odkryjemy nic nowego. Stopem udało nam się dojechać do Paryża, przejechać Niemcy, troszkę Tajlandii, krótkie odcinki w Malezji, Indonezji i Australii. Doświadczeniem nie dorównujemy Asi i Adamowi z bloga na Nowej Drodze Życia, którym gorąco kibicujemy od początku trwania ich przygody, czy też połowie facebookowej grupy Autostopowicze czyli My. W większości przypadków mieliśmy szczęście, trafiliśmy na dobrych ludzi lub po prostu udało nam się stanąć we właściwym miejscu o właściwym czasie. Z chęcią za to podzielimy się naszymi przemyśleniami dotyczącymi łapania stopa w Meksyku. Bo jak wiadomo, każde państwo rządzi się w tym temacie innymi zasadami, a najwygodniej uczyć się na cudzych błędach..
Warto pamiętać, że Meksyk jest olbrzymim państwem podzielonym na kilkanaście regionów. Sami przejechaliśmy przez 7 i dostrzegaliśmy gigantyczną różnicę nie tylko w kulturze, jedzeniu i strojach mieszkańców, ale głównie w łapaniu stopa. Stan Jalisco i Guanajuato był bajkowy, a na poboczu staliśmy nie dłużej niż 15 minut, w Mexico i Puebla wszystko zależało od szczęścia, w Oaxaca czekając na okazję potrafiliśmy przedyskutować całą naszą przyszłość i nauczyć się nowych kroków tanecznych, a gdy w końcu ktoś się zatrzymał to tylko po to, żeby oznajmić nam, że jedzie do wioski, która znajduje kilka kilometrów dalej.
Samochody najlepiej łapać na wylotówkach, stacjach benzynowych oraz w każdym miejscu, w którym ustawione są progi zwalniające. Meksykanie mają bzika na punkcie takowych i bywa, że na kilometrowej trasie ustawione są co 200 metrów. W takim wypadku kierowca nie może się rozpędzić, a jeżeli ma wielkie serce i nie będzie zdenerwowany na ciągłą konieczność zwalniania – zatrzyma się, bo i tak jedzie 5 km na godzinę i nie zrobi mu to różnicy. Rozpędzony właściciel pojazdu, który nareszcie uwolnił się od progów zwalniających, co najwyżej Ci pomacha :p Łapanie na drodze, na której samochody jadą 80 km/h, nawet w miejscu, w którym jest idealna zatoczka mija się z celem.
Łapanie stopa w miastach i miasteczkach jest bardzo ciężkie. Przede wszystkim dlatego, że każdy myśli że łapiesz colectivo (lokalnego vana) lub taksówkę. Jednak tak jak wspomnieliśmy wcześniej, miasteczka pełne są progów zwalniających i może się poszczęścić. Nam np. udało się złapać pakę, która rozwozi lokalsów do pobliskich miasteczek. Mężczyzna zlitował się nad nami po tym, gdy w ciągu godziny minął nas z trzy razy.
Staraliśmy się łapać samochód na kciuka, niż na kartki i kartony z napisami. Czasem zależało nam, żeby podjechać chociaż trochę dalej (bo np. miejsce w którym łapaliśmy nie było zbyt korzystne), a kartka z napisem ‚Oaxaca’ stojąc niedaleko Puebli tylko odstraszała potencjalnych kierowców. Stopa łapaliśmy na zmianę – raz ja, raz Rostek – nie zauważyliśmy większej reguły, w tym komu częściej kierowcy się zatrzymują (kobiecie czy mężczyźnie). Pod koniec wyjazdu mieliśmy porównywalny wynik
Kilka osób spytało nas czy Meksyk jest bezpieczny. Osobiście przez cały pobyt ani razu nie czuliśmy się zagrożeni. Oczywiście wszędzie mogą zdarzyć się małe kradzieże, a wyjście nocą z aparatem i portfelem w kieszeni może okazać się bardzo głupim pomysłem, ale jeżeli chodzi o podróżowanie autostopem to nie było z tym problemów. Zawsze chowaliśmy cały swój dobytek głęboko do plecaka i ubieraliśmy się troszkę gorzej (jeżeli w ogóle można powiedzieć, że po 6 miesiącach chodzenia w tym samych ubraniach mamy lepsze i gorsze stroje :p) – wiadomo, lepiej nie kusić losu.
Meksykanie to w naszym odczuciu, jeden z najbardziej przyjaznych narodów. Zawsze chętni do pomocy, jak już wezmą Cię ze sobą do samochodu lub na pakę to zrobią wszystko by zawieść Cię w najbardziej korzystne miejsce, zadzwonią do szwagra, który akurat jedzie w Twoją stronę lub po prostu nadrobią drogi. Problemem może być brak znajomości hiszpańskiego, ale i to nie stanowi problemu. Czym bardziej się starasz, tym śmieszniej ta dyskusja musi wyglądać z boku – Ty łamiący język ze słownikiem online w ręku i Twój kierowca domyślający się o co może chodzi temu niezbyt dokładnemu tłumaczowi. Ostatecznie jednak zawsze wychodzisz z samochodu z historią na temat rodziny, dzieci, pracy i życia sąsiada. Każdy kierowca z chęcią opowie również o ciekawych miejscach, atrakcjach, potrawach i barach, o których nie przeczytasz w przewodniku.
Pomocna jest również policja. Gdy utknęliśmy raz na bramkach na autostradzie w drodze do Oaxaca przemili panowie w mundurach udostępnili nam całe boisko do piłki nożnej zamykane nocą na kłódkę, byśmy bezpiecznie mogli rozłożyć namiot i spędzić w nim noc.
Byli bezproblemowi. Tylko raz zostaliśmy „ściągnięci” z miejsca, w którym staliśmy. Zazwyczaj panowie policjanci machali nam, nawet jak staliśmy na środku autostrady.
Zauważyliśmy również, że czym bardziej beznadziejną miejscówkę sobie wybraliśmy, tym większe zainteresowanie budziliśmy i tym chętniej ktoś się zatrzymał – chociażby z litości. Z naszego doświadczenia wynika również, że najchętniej na stopa biorą mężczyźni, najczęściej młodzi ludzie sukcesu z własnym biznesem i chociaż podstawową znajomością języka angielskiego, a także małżeństwa. Przeważnie zatrzymywali się też ludzie, którzy absolutnie nie mieli już miejsca, ale z dobroci serca chcieli nas gdzieś wcisnąć i podwieź. Takim sposobem jechałam w bagażniku i na paca pełnej cegieł.
Zimnym spojrzeniem raczyły nas rodziny z dziećmi, kobiety oraz ludzie typu „w moim obitym skórą BMW nie ma miejsca na brudne plecaki”.
Oczywiście to tylko nasze spostrzeżenia. Nie ma co generalizować : )
Swoją przygodę z autostopem zakończyliśmy w Comitan, skąd colctivo udaliśmy się w stronę granicy z Gwatemalą. Przejechaliśmy łącznie troszkę ponad 2000 km, i chociaż jest to dla nas niemałe osiągnięcie, to nie odległoś czy możliwość zaoszczędzonych pieniędzy jest najważniejsza lecz ilość dobrych, wspaniałych, czasem zakręconych ludzi, których spotkaliśmy na swojej drodze : )
9 Comments
przyjemny pościk! jak dla mnie autostop ma swoje minusy, ale mnóstwo przygód i nowych, otwartych ludzi na drodze zdecydowanie bije je wszystkie na głowę. powodzenia dalej!
Muszę się przyznać, że trochę się wkręciłam w Waszego bloga – połykam post za postem. Jesteście dla mnie niesamowitą inspiracją. Na pewno zajrzę tu jeszcze wielokrotnie:)
Mogę zapytać, czym robicie zdjęcia? Używacie filtru?
Bardzo się cieszymy, że się podoba!:D
Zdjęcia robimy Canonem 5d, bez filtra
a te z tego wpisu są z gopro
Zazdroszczę odwagi, ja bym chyba się nie miała jej tyle, żeby takim stopem jechać.Powodzenia w dalszych podróżach! Piękne zdjęcia.
[…] Nie mamy doświadczenia jeżeli chodzi o autobusy między tymi miastami, bo trasę pokonaliśmy autostopem. Jednak najbardziej znaną firmą jest ADO, które dojedzie praktycznie do każdego miasta Meksyku. […]
[…] 1. Autostopem przez Meksyk […]
[…] naszym odczuciu był to najbezpieczniejszy kraj Ameryki i nigdy nie czuliśmy się zagrożeni, nawet jeżdżąc autostopem późnym wieczorem czy spacerując po mieście nocą. Jedynym nieciekawym miejscem była dzielnica […]
[…] wcześniej Dzień Kobiet spędzaliśmy odkrywając ruiny Majów w odległym Meksyku, a w tym roku spełniłam jedno ze swoich marzeń z dzieciństwa. Już nie mogę się doczekać co […]
[…] AUTOSTOP. W ten sposób jeździliśmy głównie po Jukatanie. Ani razu nie czekaliśmy dłużej, niż 15 minut, kierowcy byli mili i pomocni, ale praktycznie wszyscy mówili tylko po hiszpańsku. Jeżeli chcecie stopować po Meksyku, polecam nauczenie się co najmniej podstaw tego języka. Ani razu nie czuliśmy zagrożenia, ale ze względu na to, że Latynosi bywają bardzo otwarci i uczuciowi radziłabym zachować szczególną ostrożność samotnym autostopowiczkom. Nie spaliśmy pod namiotem, więc nie wiem jak z bezpieczeństwem i noclegami „na dziko”. Więcej informacji na temat stopowania po tym kraju znajdziecie chociażby u Rostków. […]