Żeby lepiej zrozumieć rozłożenie Nowego Jorku należy wiedzieć, że dzieli się on na kilka dzielnic: Manhattan, Brooklyn, Bronx, Queen, Harlem i Staten Island. Każda oczywiście z tych części ma swoje mniejsze dzielnice, a wbrew pozorom to Manhattan jest tą najmniejszą częścią.
Planując swój pobyt na Manhattanie warto podzielić sobie swoje dni na konkretne części miasta, by lepiej poznać każdą z nich i wczuć się w klimat danej dzielnicy.
My swoją podróż, chcielibyśmy opowiedzieć poprzez fotograficzny i kulinarny spacer po dzielnicach.
Każdy jedzie do Nowego Jorku by zobaczyć i podziwiać coś innego. Jedni pół wypadu spędzą na leżeniu na trawie na zielonych polach Central Parku. Inni będą łamać kark patrząc w górę i podziwiając wysokość wieżowców. Jeszcze inni zatopią się w starszych częściach Miasta, by poznać jego dawny klimat.
Podczas wielu spędzonych w Mieście dni, my zakochaliśmy się w West Village oraz w jego sąsiadce Greenwich Village.
West Village, to ulubiona okolica nowojorczyków i jak się okazało – i nasza. Przypomina troszkę europejskie miasteczko, małą mieścinkę,miasto w mieście. Jest to dawna dzielnica artystów, buntowników, bohemy i projektantów. To zdecydowanie najbardziej romantyczna i klimatyczna dzielnica Manhattanu, w której poczuć można się jak w małym, francuskim miasteczku.Większość nowojorskich filmów, produkcji i seriali kręcona jest właśnie tutaj – nie bez przyczyny! W Greenwich Village piekarze i sprzedawcy w spożywczym znają po imieniu swoich klientów, ale jeśli tylko ktoś zapragnie być anonimowy – kilka przecznic dalej może zatracić się w tłumach metropolii.
Bardzo ciężko jest nam opisać klimat tego miejsca więc niech zdjęcia mówią same za siebie.
To co bardzo charakteryzuje tą okolicę, to wszędobylska zieleń – częsty widok na otoczonych drzewami ulicach tej dzielnicy
Jest tu bardzo przytulnie. Ludzie sprawiają wrażenie, jakby znali się od zawsze, spotykając się na porannej kawie w jednej z wielu klimatycznych knajpek. Intymność i gościnność restauracji zachęca swoich gości do zamówienia kieliszka wina, filiżanki cappuccino, delektowania się chwilą i zatrzymania się na jakiś czas.
Uliczne kawiarnie i skrzynie z kwiatami sprawiają, że każdy kąt dzielnicy Village nabiera swojskiego klimatu.
Rankiem najlepiej udać się do znanej z serialu Seks Wielkim Mieście cukierni Magnolia Bakery.
Słodziutka piekarnia z koronkowymi zasłonkami w oknach, domowym klimacie z kolorowymi babeczkami, ciastami, tortami. Cukiernia początkowo mieściła się jedynie w Greenwich Village, obecnie posiada już sporo lokali. Mimo, że podczas naszych spacerów mijaliśmy ich kilka najbardziej przypadła nam do gustu właśnie ta pierwotna w The Village.
Najpopularniejsze, angażowane w wielu filmach oraz nowojorskich eventach (niedawno w New York Fashion Week), są oczywiście cupcake’i, my jednak skusiliśmy się na mały torcik Snikers. Niewielkie okrągłe ciasto z masą mascarpone na wierzchu i lekko słonym karmelem w środku, przystrojone oczywiście niczym innym jak kawałkami batonika Snikers. Spód ciasta zrobiony był z ciasteczek oreo co balansowało słodkość torciku.
Ze względu na swoje stosunkowo niskie ceny latem kolejka do wypieków powoduje, że trzeba czekać nawet kilkadziesiąt minut. Obok cukierni znajduje się mały park, w którym na spokojnie można delektować się słodyczami.
Jeśli ktoś nie lubi słodkich śniadań nic bardziej amerykańskiego niż bajgle! A jeśli bajgle w The Village to tylko w Murray’s Bagels!
Zaletą tych bajgli jest przede wszystkim duży wybór zarówno pieczywa jak i składników. W przeźroczystych lodóweczkach wystawione są przeróżne rodzaje serów, serków, kremów, ryb, mięs, warzyw i owoców. Dla każdego coś miłego! Można zarówno samemu skomponować swojego bajgla jak i zamówić jakiegoś z proponowanych w menu. My skusiliśmy się na bajgla typowo śniadaniowego – z bekonem, jajkiem, roztopionym serem i solonym pieczywem. Jedna porcja, zawsze przecinana na pół potrafi zaspokoić dwa żołądki.
Brzuchy napełnione – chodźmy dalej! Do każdej bramy, restauracji i ganku przypięty jest chociażby jeden stary rower – najlepszy i najprzyjemniejszy sposób poruszania się po tej okolicy.
Ganki i wejścia do mieszkań wartych nawet 3 miliony dolarów są pięknie udekorowane kwiatami. Każdy mieszkaniec dba tutaj o ekskluzywny ale także przytulny charakter swojej uliczki.
Ulice na każdym kroku zaskakują. Co rusz można spotkać jakiś malutki, opuszczony ogródek..
…lub malutki, klimatyczny kościółek.
Nocą ulica ma jeszcze więcej uroku. A to wszystko ze względu na lampki porozwieszane nad domkami, ogrodami, restauracjami i drzewami.
Spacerując po dzielnicy, nie sposób nie trafić przed mieszkanie Carrie Bradshaw – głównej bohaterki serialu SwWM. Pod wejściem codziennie ustawiają się tabuny dziewczyn by „pstryknąć” sobie fotę pod apartamentem ‚kobiety Nowego Jorku’. Wiele organizacji wykorzystuje fakt popularności tego miejsca, reklamując się tam za pomocą małych plakatów (jak ‚ Ratuj zwietrzęta’ lub ‚Pomóż bezdomnym’).
Sarah Jessica Parker mieszka w tej okolicy, a jeśli ktoś jest zainteresowany jak wygląda jej prawdziwy apartament odsyłam do filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=W511rtnnlZM
Gdy się już zgłodnieje najlepiej wybrać się na falafel z sosem miętowym do Taim Falafel & Smoothie Bar. Wieczorami, szczególnie w weekendy gdy już pobliskich studentów złapie gastro, można się trochę naczekać, jednak warto,chociażby po to by przekonać się czy słusznie został okrzyknięty najlepszym falafelem w Nowym Jorku przez NY Daily News.
Warto także wspomnieć o przepięknym Washington Square – jednym z najbardziej znanych parków Nowego Jorku. Ponieważ park znajduje się w bliskim sąsiedztwie New York University, dzielnicy mieszkaniowej oraz domów towarowych i klubów jest on głównym miejscem spotkań różnorodnych grup społecznych. Gości on zróżnicowane sfery: od studentów NYU, muzyków, szachistów, a także protestujących.
Podczas jednej z naszych wizyt mieliśmy okazję doświadczyć koncertu młodego chłopaka na fortepianie. /BEZ KITU, koleś przytachał ze sobą FORTEPIAN. Do dziś zastanawiam się jak to zrobił./
Dwiema największymi atrakcjami parku są znajdująca się w centrum parku fontanna oraz łuk triumfalny Waszyngtona.
Wygląda on niestety na zaniedbany i dość mocno zanieczyszczony, co więcej jest w nim także bardzo mało zieleni. Wszystko to spowodowane jest licznymi rozrywkami, mającymi na celu przyciągnięcie jak największej ilość osób.
W północnej części parku powstał rząd prestiżowych, eleganckich domów, nazywany „The Row”. Wejścia tych domów z marmurowymi balustradami są oskrzydlone jońskimi i doryckimi kolumnami. Kiedyś przeczytałam, że mieszkania te warte są kilka milionów dolarów.
Na pewno ukrytym skarbem tej dzielnicy jest Washington Mews. Jak pisze o niej Kamila Sławińska: „To jest jak tajemniczy ogród. Mała furtka, zaledwie uchylona, za którą widać kawałeczek innego świata, rzeczywistości, która jest całkowicie odmienna niż to, co na zewnątrz (…) Tuż za staroświecką furtką dostrzegam bowiem widok, którego- wiem to- nie zapomnę, bo tak bardzo tu nie pasuje, tak bardzo różni się od otaczających to miejsce ulic. Nawet przy staroświeckim, eleganckim elegancją Starego Świata Washington Square ta maleńka, zaledwie kilkudziesięciometrowa alejka, zwana Washington Mews- wydaje się dziwnym kaprysem nieznanego, bajecznie bogatego ekscentryka, lub zgoła wybrykiem natury.”
Zarośnięte ściany, urocze kolorowe drzwi i okiennice, brukowana uliczka. Wszystko wygląda bardzo słodko, wręcz sztucznie, jakby zostało wklejone w dżunglę wieżowców.
Swój dzień najlepiej zakończyć piwem i piętrowymi, tanimi burgerami. Bardzo klimatycznie napić można się w Corner Bistro, gdzie panuje bardzo luźna atmosfera. Stary sędziwy barman poleruje szkło udzielając rad grupce angoli. W drugim kącie baru słychać odgłosy starej kasy z rączką po boku. Na ekranach telewizorów lecą mecze.
Minusem tego miejsca są doliczane do końcowej ceny napiwki za „obsługę”. Latem z Rostkiem zawsze braliśmy jedno danie z listy rzeczy, które chcieliśmy spróbować na wynos, siadaliśmy na schodach przed jednym z mieszkań. Dzięki temu unikaliśmy taxu za obsługę, rozkoszowaliśmy się pogodą i mieliśmy pieniądze na więcej przekąsek. Jednak podczas naszego ostatniego wypadu gdzie temperatura sięgała 5 stopni było to dość utrudnione.
4 Comments
dzielnia Carrie!
[…] O tej dzielnicy już wspominaliśmy. Nasz ulubiony skrawek Manhattanu pełen jest poukrywanych ogrodów, ganków, kolorowych schodów, uroczych kawiarenek, francuskich piekarni, rowerów i pięknych alejek. […]
dodaje do naszego planu! mialam Magnolie dodana juz, rzeczywiscie bardzo klimatycznie wygladaja te dzielnice. Chyba jedna z pare amerykaskich blogerek tam mieszka, bo poznaje architekture, takie kamieniczki i wejscia jak na ich zdjeciach.
Dzięki za opis, zaznaczę, odwiedzę….