Jezioro Atitlan uważane jest za najpiękniejsze jezioro świata. Mówi się, że może konkurować z tymi z Nowej Zelandii czy Ameryki Południowej i chociaż śmiemy w to wątpić, to faktycznie, jezioro ma coś w sobie.
Już sam dojazd do San Pedro – backpackerskiej miejscowości położonej nad samym jeziorem, jest przeżyciem samym w sobie. 40 kilometrowy odcinek pokonywany jest w 2 godziny i stanowi nie lada wyzwanie nawet dla doświadczonego kierowcy chickenbusa. Całą niezbyt komfortową jazdę wynagradzają jednak widoki, które na ostatnich kilometrach są po prostu piękne. Autobus zjeżdża z niemałej górki, z której rozpościera się wspaniały widok na jezioro, mijając po drodze inne miejscowości, w których nierzadko odbywają się tradycyjne targi.
Samo jezioro o intensywnym niebieskim kolorze, położone jest w kraterze utworzonym ponad 80 tysięcy lat temu i otoczone jest przez trzy wulkany. San Pedro, Toliman i Atitlan górują nad wodami w słoneczny dzień odbijając się pięknie w tafli jeziora. Żyzne zbocza Atitlan służą głównie pod uprawę zbóż, kawy, truskawek, awokado i fasoli, a na jego dnie odkryto ceramiki oraz pozostałości miasta Majów.
Niezwykły kult bóstwa Maximon jest tutaj praktykowany po dziś dzień, a w tradycyjnych wioskach, ludzie wierzą, że mężczyzna z papierosem i kapeluszem na głowie co roku zajmuje inny dom, do którego odbywają się pielgrzymki, głównie w okresie Wielkanocy. Ich wierzenia przypominają nieco te z Kambodży czy Birmy. I tutaj, podobnie jak w Azji, ludzie ofiarują bóstwu jedzenie, napoje, alkohol i najpotrzebniejsze przedmioty, by zyskać jego przychylność.
Każda z wiosek jest inna. Panajachel jest największą i najczęściej odwiedzaną miejscowością. To tutaj znajdują się najlepsze restauracje, supermarket , agencje turystyczne, szkoły do nauki hiszpańskiego, targ z pamiątkami, bary i kluby. San Marcos la Laguna jest miejscem słynącym z jogi, medytacji, duchowego i cielesnego oczyszczenia. Jest to również dobre miejsce żeby popływać w jeziorze. San Juan la Laguna jest senną, bardzo autentyczną miejscowością nieskażoną (jeszcze) przez turystykę. Jaibalito słynie głównie z tradycyjnego marketu odbywającego się co tydzień w środę, a Santiago Atitlan, zamieszkaną przez ludność Tz’utujil Maya, najlepiej odwiedzić w piątek i niedzielę by podejrzeć piękne stroje mieszkańców.
Santa Cruz la Laguna słynie głównie z CECAP czyli programu wspomagającego lokalną społeczność. Można tutaj kupić piękne rękodzieła i napić się przepysznej gwatemalskiej czekolady z widokiem na całe jezioro. Wspinaczka na szczyt zdecydowanie jest tego warta!
W Santa Cruz fajnie można spędzić czas przechadzając się drewnianymi kładkami położonymi nad brzegiem wody, z których rozpościera się wspaniały widok na wulkany.
My natomiast wybraliśmy San Pedro la Laguna, które stało się naszym domem na kilka dni. Ta niezwykle klimatyczna miejscowość, uważana jest za jedną z najtańszych w całej Gwatemali i faktycznie musimy przyznać, że było to najbardziej budżetowe miejsce na mapie tego kraju.
A co robiliśmy przez te kilka dni?
Śniadania jadaliśmy nad brzegiem jeziora. Nasze serce skradły szejki robione na lokalnym targu za pół dolara z wybranych przez siebie owoców. Mieszaliśmy ze sobą banany, mleko, truskawki, mango, arbuza, ananasa – kombinacją nie było końca, a każda była lepsza od poprzedniej.
Wynajęliśmy kajak, by zobaczyć jezioro z całkowicie innej perspektywy. Zmęczyliśmy się bardzo szybko, a delikatne prądy szybko porwały nas w dalsze rejony, ale i tak się świetnie przy tym bawiliśmy. Tzn głównie ja, bo Rostek wiosłował za naszą dwójkę :p
Spacerowaliśmy po zakamarkach miasteczka odkrywając bardzo klimatyczne knajpki, np. z pyszną pitą z kurczakiem w sosie miodowym.
Podziwialiśmy jezioro o każdej porze dnia z dachu naszego hotelu San Francisco.
Zajadaliśmy się smażonym Snikersem (pycha!), lodami z prawdziwego banana w czekoladzie, pyszną quesadillą, największy na świecie deserem lodowym składającym się z bitej śmietany, granoli, oreo, czekolady i 6 rodzajów owoców, świeżymi kanapkami i sokiem z arbuza lub limonki.
Wieczorami chodziliśmy na lokalny targ na gwatemalską wersję salwadorskich papuasów oraz na grillowane mięso w bule z sosami i awokado.
Ciężko było nam się rozstać z tym miejscem, ale czekała na nas kolonialna Antigua i wulkan Pacaya, więc po 3 dniach wsiedliśmy w chickenbusa i ruszyliśmy na wschód kraju.
_____________________________________
Informacje praktyczne:
♥ 1 dolar = 8 qtz
♥ Nad Jezioro Atitlan dotarliśmy bezpośrednim chickenbusem z Xeli za 25 quetzali. Da się taniej, ale trzeba się wtedy przesiąść w jednym z miasteczek, a do zaoszczędzenia są jakieś 2-3 qtz. Raczej nieopłacalne.
♥ W San Pedro la Laguna spaliśmy w hostelu San Francisco za 30 qtz od osoby. Pokój dwuosobowy z toaletą, telewizorem (tylko hiszpańskie stacje) oraz wifi. Dobra lokalizacja zaraz obok lokalnego targu.
♥ W miejscowościach panuje zasada: im dalej od wody tym taniej. Czym wyżej się wspinamy tym więcej spotykamy miejscowych, a i ceny topnieją.
♥ Oczywiście idealnym planem jest pomieszkanie w każdej wiosce po troszku, ale jak się nie ma tyle czasu/pieniędzy, to warto chociaż odwiedzić niektóre z nich na jednodniowych wycieczkach. Z San Pedro co 15-30 minut odpływa łódeczka, która dopływa w każdy zakątek jeziora (czasem z przesiadką). Kurs w zależności od destynacji waha się od 10 do 30 qtz. Piękne widoki gwarantowane. My odwiedziliśmy San Marcos i Santa Cruz, każda inna, oby dwie polecamy.
♥ Prawdziwa gwatemalska czekolada wypita w restauracji CECAP z najpiękniejszym widokiem na Jezioro Atitlan to koszt 2 dolarów.
♥ Ceny w restauracjach w San Pedro wahają się od 10 qtz w garokuchniach i na lokalnym targu do 150-200 w klimatycznych restauracjach. Pod wieczór można załapać się na pyszne grillowane mięso, kanapki z awokado, jajkiem i burakami lub podróbkę meksykańskich tacosów.
♥ San Pedro posiada bankomat akceptujący zarówno karty Visa i Master Card, nie we wszystkich wioskach takowe są, warto więc jechać z zapasem gotówki. Jest tutaj też kilka małych sklepików z najpotrzebniejszymi artykułami oraz jeden sklep z produktami typowo europejskimi (sery, nutella, szynki, gluten free, wege).
2 Comments
Drewniane kładki robią niesamowitą robotę. Tylko skąd tam się wzięło łóżko? ;’)
jakie z Was chudziny! na bank nie jecie tych smażonych snickersów, tylko próbujecie i wszystko wyrzucacie. tak sie nie da!