Dlaczego jest tak, że niektóre miejsca zapadają nam w pamięci na długo, a inne nie?
CO sprawia, że pewne podróże i odwiedzone obszary są dla nas ciekawsze? Dlaczego są na mapie punkty, które dażymy większym sentymentem?
Laos zafundował nam niemałą sinusoidę wrażeń. Autentyczne okolice Luang Namtha zachwyciły nas bez reszty, podczas gdy Luang Prabang i stolica państwa w ogóle nie przypadły nam do gustu. Zauroczyliśmy się spektakularną jaskinią i życiem w drewnianym domku w Konglor, by kilka dni później zawieść się na Pakse. Nasza trzydniowa podróż po Płaskowyżu Bolaven była cudowna, więc bardzo obawialiśmy się wizyty na Don Det – która według wyliczeń, powinna nam się nie spodobać.
Nic bardziej mylnego! Nasza wizyta na jednej z 4000 wysp była strzałem w dziesiątkę!
A oto trzy rzeczy, za które tak bardzo pokochaliśmy Don Det:
1. Sielskość
Don Det to mekka backpackerów. Kolorowe domki, hamaki na werandach, knajpki z muzyką reagee, barmani w dredach i kolorowych koralikach, karaoke, tanie restauracje, bary z barwnymi drinkami, możliwość zapalenia zioła na jednym z drewnianych ganków – to wszystko sprawia, że na wyspie, choć malutkiej, spędzić można i dwa tygodnie i ciągle nie mieć jej dość.My zatrzymaliśmy się na Don Det zaledwie na 3 dni i z wielkim żalem opuszczaliśmy to miejsce, żegnając się nie tylko z wyspą, ale i całym Laosem.
Nasz pobyt spędziliśmy w malutkim drewnianym bungalowie, z dwoma hamakami na werandzie. Magii temu miejscu dostarczała rodzina, która nas w nim gościła. Starsza pani była wspaniałą organizatorką potrzebnych nam sprzętów (jak ładowarka czy przejściówka) i niezastąpioną kucharką, podczas gdy jej mąż przyrządzał dla nas aromatyczne koktajle ze świeżych owoców.
Potrafiliśmy czasem spędzić na kolorowych poduszkach 4 godziny leżąc w towarzystwie kota sąsiadów i patrząc na leniwy nurt Mekongu. A gdy w południowej części wioski brakowało prądu, siedzieliśmy na ganku w otoczeniu świec, mogąc podziwiać muzykę na żywo dobiegającą z baru karaoke po drugiej stronie rzeki.
Wieczorem wyspa robi się naprawdę magiczna. Na całym Don Det nie ma ani jednej latarni, więc 40-minutowy powrót z części wschodniej na zachodnią to przeżycie samo w sobie.
2. Dzieci
Łowią ryby w pobliskiej rzece, składają łodzie, zbierają drewno i wyprowadzają woły na pola. Te mniejsze z brudnymi buziami biegają w samych spodenkach z bananami w ręku i zaczepiają przechodniów. Fascynuje ich wszystko i wszystkiego chcą dotknąć.
Bawią się kamerą, udają, że robią zdjęcia, skaczą z pomostu do wody, popisują się swoimi zdobyczami i niełatwo je okiełznać. Są królami tej wyspy – więc wszytko im wolno!
Na zachodniej stronie wyspy znajduje się jedna szkoła. Obdrapany budynek z blaszanym dachem ma zaledwie dwa pokoje – każdy z dwoma wejściami. Drewniane ławy, wypisana zielona tablica, kilka wieszaczków, kolorowe zeszyty i ołówki – ot cała laotańska edukacja.
Mamy szczęście bo trafiamy akurat na przerwę. Groźnie wyglądająca kobieta dzwoni – oznajmiając dzieciom, że pora się trochę zabawić. Grupka podobnie ubranych dziewczynek bez problemu wychodzi za bramę szkoły kierując się do pobliskiego sklepiku i kupując kolorowe lody. Inna ekipka chłopaków z gumowego klapka robi sobie piłkę do gry; zasady są proste – kto wykopie laczka dalej – wygrywa! Pod zadaszeniem nieco starsze dziewczyny skaczą na skakance, inne siedzą w kącie i plotkują. Dość spora grupa dzieciaków gromadzi się przy wyciągniętej linie, którą dwójka uczestników podnosi w zależności od poziomu trudności.
Każdy bawi się tym czym ma, nikt się nie nudzi i nie kłóci, nikt nikomu nie zazdrości. Wszyscy ubrani tak samo doceniają możliwość posiadania tych kilku niezbędnych do zabawy przedmiotów.
Nie wszyscy jednak wyszli na zewnątrz.
Wchodzimy do środka gdzie kilkoro uczniów przepisuje ołówkiem zadania z tablicy. Równe szlaczki literek i cyferek układają się w schludnie prowadzonym zeszyciku. Malutkie studentki z miną profesorów kopiują treści zawarte przed nimi.
Wchodzimy do kolejnej klasy – najprawdopodobniej starszaków. Grupka dziewczynek okupuje drewniany stolik, zawzięcie o czymś dyskutując. Na widok Rostka zaczynają chichotać i szeptać tak byśmy za żadną cenę ich nie usłyszeli.
Rozbrzmiewa dzwonek, więc szybko wychodzimy z klasy i udajemy się ku wyjściu. Dziewczyny machają nam na pożegnanie i wychodzimy z podwórza.
3. Spacery po polach ryżowych.
O naszych codziennych spacerach o zachodzie po polach ryżowych mogliście przeczytać. Były one na naszej liście TOP 10 z wyprawy po Azji.
Kobiety wracające z pola, dzieciaki wyprowadzające bydło, grupa chłopaków grająca w piłkę pomiędzy drzewami, mężczyźni siedzący na kamieniach z liściastym cygarem, syn pomagający ojcu w polu, ludzie przemierzający wiejskie dróżki na rowerach i wszystkie odcienie zieleni na tle zachodzącego słońca. Nam do szczęścia nie było potrzebne nic więcej : )
___________________________________________________________________
Informacje praktyczne:
♥ Na Don Det najłatwiej i najszybciej dostać się z Pakse (które jest też dobrą bazą wypadową na Płaskowyż Bolaven). Koszt biletu waha się pomiędzy 4-8 dolarami (30,000 – 60,000 kipów). Cena zależy od rodzaju transportu (minivan, bus lokalny, songthaew) oraz od tego, czy w cenę został wliczony transport łódką z Nakasang na Don Det. Warto kupując bilet o to zapytać.
Z Pakse autobusy odjeżdzają z dworca południowego (Pakse’s Southern Bus Station) od 8:00 do 16:00, co godzinę.
Songthaew odjeżdża tylko wtedy gdy jest pełny. Cenę można negocjować.
♥ Jeśli kogoś nie interesuje zobaczenie jaskini w Konglor i Płaskowyżu Bolaven może skorzystać z bezpośredniego autobusu ze stolicy na wyspę za około 25 dolarów (190,000 kipów)
♥ Jeśli w cenie biletu nie mamy transportu łódką, należy wykupić go na miejscu. W Nakasang, jakieś 5 minut drogi od dworca jest mała drewniana budka, w której takowy bilet można nabyć. Cena biletu to 2 dolary (15,000 kipów). Wypływa gdy jest pełna.
♥ Część wschodnia wyspy jest o wiele bardziej rozwinięta. Znaleźć można tutaj wiele agencji turystycznych oferujących różnego rodzaju wycieczki, ekskluzywne hotele i prywatne domki, dość drogie sklepy i dużą ilość pubów i knajpek z nietanim jedzeniem.
♥ Część zachodnia wyspy jest mniej rozwinięta, a co za tym idzie łatwiej tutaj o tani nocleg. Miejsce to pełne jest starych bungalowów, rozlatujących się domków, tańszych knajpek oraz konkurencyjnych cen wycieczek. Jest to też miejsce o wiele bardziej spokojniejsze i autentyczne, bo to właśnie tutaj miejscowi upatrzyli sobie miejsce do życia. Znaleźć tu można wyżej wspomnianą szkołę, gospodarstwa rolne oraz piękne pola ryżowe.
♥Początkowo chcieliśmy się zatrzymać w Mama Leuah Guesthouse, o którym czytaliśmy wiele pozytywnych opinii. Gdy po 30 minutach marszu z torbami na plecach dowiedzieliśmy się, że mają zamknięte (z niewytłumaczalnych powodów) troszkę się zdenerwowaliśmy. Stwierdziliśmy jednak, że nie będziemy odpuszczać i pójdziemy dalej w kierunku zachodniej części wyspy. Tam, na samym końcu, znaleźliśmy bungalowy, które były strzałem w 10! Za cały domek z dwoma hamakami, prywatną łazienką oraz wifi zapłaciliśmy niecałe 4 dolary (30,000 kipów). Niestety nie udało nam się zapamiętać nazwy, ale jest to jeden z ostatnich guesthousów przy samym moście.
Właściciele robią pyszne i tanie (!) szejki, dania i desery (1-6 dolarów)
♥ UWAGA: na wsypie jest tylko jeden bankomat, który często zostaje „opróżniony” lub „chwilowo zepsuty”. Jeśli zostajesz na wyspie bez pieniędzy masz dwie opcje: albo popłynąć na suchy ląd do bankomatu po pieniądze (agencje turystyczne liczą sobie za taki transport około 6 dolarów w dwie strony za osobę (50,000 kipów) ), albo wybrać pieniądze w jednej z knajpek, która pobiera około 10% prowizji. Lepiej więc pojechać na wyspę z zapasem gotówki <nie tak jak my z wyliczonymi co do grosza kipami :p >)
♥ Na samej wyspie można wykupić wycieczkę statkiem na wschód i zachód słońca, rejs by podglądać życie dzikich delfinów, wypady nad wodospady itp.
/Wszystkie informacje i ceny podane są w okresie trwania niskiego sezonu, w roku 2014. Podczas pory suchej ceny rosną nawet o 50 % /
3 Comments
[…] 2. Spacer po polach ryżowych na Don Det. […]
[…] Na zewnątrz panuje jeszcze mrok, a my po raz kolejny w tej podróży umieramy z zimna. Komary i wszystkie insekty świata uderzają o nas, lgnąc do światła motoru. Troszkę z żalem mijamy znak na wodospad Tod Fan – największy w Laosie. Do Pakse docieramy po 6, odbieramy resztę naszych rzeczy, oddajemy skuter i kupujemy bilet na Don Det – jedną z 4000 wysp Mekongu. […]
[…] Średnio 8 dolarów za pokój dwuosobowy. Najtaniej na Don Det (3 dolary za bungalow), Siem Reap (5 dolarów za pokój) i praktycznie całym Wietnamie (6-9 […]