Jeśli kiedyś, postanowilibyście udać się na wschodnie wybrzeże USA i chcielibyście zobaczyć jak najwięcej za jak najmniejsze pieniądze to uwierzcie – Megabus, jest naprawdę MEGA.
2 minuty rezerwacji, 2 dolary mniej i już siedzieliśmy w klimatyzowanym autobusie w drodze z Filadelfii do Waszyngtonu.
Początkowo Waszyngton może wydawać się nieciekawym miastem na tle innych atrakcji Stanów. Duża ilość budynków rządowych, pomników, muzeów i galerii mogą sprawiać wrażenie miasta nudnego. Nic bardziej mylnego!
Ale od początku..
Wiadomo jak Waszyngton to National Mall, a jak National Mall to ikony tego miasta.
Najlepiej obszar ten ukazuje poniższa mapka.
Ale niech was nie zwiedzie efekt „wszystko w kupie = małe odległości”. Skala w lewym dolnym rogu świetnie pokazuje, że całość ma około 5 kilometrów wzdłuż i około 3 kilometry wszerz. Główne budowle są na tyle widoczne, że cały czas ma się wrażenie jakby wszystko było bardzo blisko, w rzeczywistości jednak, dojście z punktu A do punktu B potrafi zając sporo czasu.
To nic! Spacer po National Mall podczas pięknej pogody to czysta przyjemność i doświadczenie samo w sobie.
Jak widać obszar ten „zapchany” jest gigantyczną ilością obelisków, pomników, muzeów i innych atrakcji.
My szczerze nie lubimy chodzić po galeriach sztuki i muzeach. Tak wiemy, wiemy to dość duża ignorancja z naszej strony i duża przepaść w poszerzaniu naszej wiedzy, ale tak jakoś wyszło, że muzea nas po prostu nudzą, co nie oznacza, że nie doceniamy ich rangi i znaczenia. Podobnie z monumentami.
Podczas naszego spaceru po National Hall postanowiliśmy skupić się na ikonach Waszyngtonu. A teraz to was chcemy zabrać w podróż po tym niezwykłym obszarze.
Swoją podróż zaczęliśmy od Kapitolu. Waszyngton jest siedzibą władz federalnych, a to jeden z budynków w którym owe władze urzędują. Miasto podzielone zgodnie z kierunkami świata na 4 części według osi północ – południe i wschód – zachód przecinają się dokładnie w tym miejscu. Z zewnątrz budynek robi naprawdę ogromne wrażenie podobnie jak cena za malutką butelkę wody wahającą się w granicach 4-5 $.
Kierujemy się w stronę Pomnika Lincolna. Po drodze mijamy National Gallery of Art, grupkę dog walkerów…
..i docieramy do kolejnego punktu „must see” czyli Białego Domu.
Zwiedzanie go od środka nie było możliwe, a nam udało się zobaczyć jedynie Biały Dom od strony ogrodu – czyli od strony najczęściej pokazywanej w telewizji. W budynku znajdują się: 132 pokoje, 32 łazienki, 412 drzwi, 147 okien, 28 kominków, kino, 3 windy, kręgielnia i pokój bilardowy.
Szybkie czmychnięcie przez park…
..i już byliśmy pod Lincoln Memoria zbudowanego na wzór świątyni, w środku której znajduje się już sam pomnik. Gigantyczny posąg siedzącego Lincolna przyciąga masę turystów (remontowany akurat podczas naszego pobytu).
Ze znajdujących się przed nim schodów, gdzie Martin Luther King wygłosił znane wszystkim przemówienie „I have a dream”, roztacza się widok na cały Mall.
Głównym obiektem przyciągającym wzrok praktycznie z każdego punktu tego chronionego obszaru jest obelisk upamiętniający pierwszego prezydenta USA – Jerzego Waszyngtona. Pomnik ten ma prawie 170 metrów wysokości, i w momencie wybudowania w roku 1884 był najwyższa budową na świecie, a tytuł swój utracił tylko i wyłącznie na rzecz Wieży Eiffla. My podczas naszego pobytu mieliśmy pecha, gdyż w tym czasie obelisk został poddany renowacji i nie pokazywał w pełni swojego piękna.
W Waszyngtonie spędziliśmy 2 dni. I o ile pierwszy dzień był dość pracowity i męczący. Dnia drugiego odkryliśmy całkowicie inne wcielenie stolicy.
Jako osoba lubiąca robić zdjęcia mam pewne typ scenerii, które kocham fotografować i które sprawiają mi największą radość. Po pierwsze każdego rodzaju widoki, pocztówkowe krajobrazy koniecznie z dużą ilością chmur i brakiem ludzkiej ingerencji. Po drugie wszystkiego rodzaju starówki, wąskie uliczki z pięknie udekorowanymi okiennicami i kolorowymi drzwiami; z ludźmi siedzącymi na gankach żyjący własnym życiem. I po trzecie eleganckie osiedla i dzielnice.
Na to ostatnie udało trafić mi się właśnie w Waszyngtonie.
„Georgetown, jest tak nieskazitelne, że nawet w chodniku ciężko znaleźć jakieś pęknięcie. Zabytkowe rzędy kamienic, spokojne domy bractw, barwne markizy zdobiące witryny sklepów, eleganckie domy jednorodzinne, malutkie skwery – wszystkie przytulone do wzgórz poprzecinanych brukowanymi uliczkami. MAGIA, której nie oddadzą żadne zdjęcia.„
Pod koniec dnia postanowiliśmy wybrać się na targ Captain White Seafood Market. Trafiliśmy na niego w jednym z odcinków z „No reservation” gdzie Anthony Bourdain kosztował różnych dań.
Cały targ dryfuje na wodzie, zewsząd dobiegają krzyki zachęcające do kupna wyrobów danych właścicieli. Wszędzie unosi się bardzo specyficzny zapach ryb i owoców morza. Co jakiś czas rozstawione stoiska z butelkami z sosami, keczupami, cytrynami i tabasco podpowiadają, że jedzenie jest bardzo świeże, dobre i tak też było. Co chwilę do stoisk podchodzili rybacy dokładając swoje zdobycze i rozliczając się z właścicielami. Wszystko ruszało się i żyło własnym rytmem, do czasu, aż ktoś z klienteli nie zdecydował się na konkretnego kraba, krewetkę lub rybę.
1 Comment
[…] będziemy tutaj opisywać kolekcji i zabytków muzeum. Jak już wcześniej wspominaliśmy muzea nie są naszą mocną stroną chociaż te jest na prawdę warte uwagi. Pod wieloma względami przypominało nam bardzo Luwr (i […]