Nowy Jork to był moim marzeniem od zawsze. Pamiętam, że jednym z pierwszych zdań, które powiedziałam do Rostka jak się poznaliśmy było „kiedyś podbiję Nowy Jork”. Przytaknął, wyraził swoja aprobatę co do mojego planu, ale nie skomentował tego jakoś specjalnie.
Moje zafascynowanie Wielkim Jabłkiem wzięło się początkowo ze znanego wszystkim filmu „Kevin sam w Nowym Jorku”. Jeszcze jako mała dziewczynka siedziałam w za dużym fotelu babci w drugi dzień świąt wgapiona w ekran telewizora i podziwiałam magię Bożego Narodzenia w tym mieście. Podkochując się w głównym bohaterze obiecałam sobie, że zamieszkam kiedyś w jednym z pokoi hotelu Plaza, a mój barek opływać będzie w słodyczach (teraz barek wypełniony słodyczami wymieniłabym na barek wypełniony całkowicie czymś innym )
Później na jakiś czas zapomniałam o moim marzeniu, aż pewnego wieczoru leżąc w łóżku, przerzucając kolejne kanały telewizyjne natrafiłam na przypadkowy odcinek Seksu w Wielkim Mieście. Biegająca po nowojorskich ulicach Carrie szukająca swojej wielkiej miłości, pisząca do jednego z największych modowych czasopism, codziennie chodząca na zakupy, a dodatkowo otaczająca się szalonymi przyjaciółmi, z którymi imprezowała do białego rana – zaczęła być moim ideałem. A właściwie ideałem stał się dla mnie jej tryb życia.
Chłonęłam kolejne odcinki po kolei, a wraz z nimi wytwarzałam w sobie obraz Miasta i zakochiwałam się na nowo.
W końcu, po trzecim Eurotripie z rzędu powiedziałam do Rostka: „za rok jedziemy do Nowego Jorku!”. „Jedzmy!” odpowiedział, lecz w jego głosie brzmiało raczej niedowierzanie i chęć zbycia tematu. Ale jestem raczej upartą osobą i jak sobie coś wymarzę za wszelką siłę dążę do realizacji. Pieniądze, nie stanowiły dla mnie żadnej wymówki. Nie dlatego, że je miałam. Wręcz przeciwnie, była bieda, aż piszczało. Jednak by pojechać na miesięczną podróż po Europie wyprzedałam pół szafy, płyty, gry, książki. Pracowałam jako kelnerka, rozdawałam ulotki, obrabiałam fotoksiążki weselne. Rostek biegał po krakowskich domach udzielając korepetycji. Wszystko po to by przez miesiąc zobaczyć kawałeczek świata.
Podróż do Nowego Jorku była większym wyzwaniem finansowym. Problem nie polegał na życiu tam czy noclegach, ale na sprawach formalnych jak droga wiza czy jeszcze droższy lot.
Ale byłam uparta! Spać po nocach Rostkowi nie dawałam, by jeszcze częściej i jeszcze więcej odkładać do nieotwieralnej skarbonki.
Spięliśmy się i jechaliśmy na 4 zmiany. Bywało ciężko, nie powiem, ale myśl o tym, że w lato będziemy chodzić po ulicach Manhattanu napędzała nas.
Pierwszy raz pojechaliśmy do Stanów w sierpniu 2013. W ramach tej podróży spędziliśmy prawie dwa tygodnie w Nowym Jorku, później udaliśmy się do Filadelfii i Waszyngtonu, stamtąd na Florydę gdzie przez kilka dni biegaliśmy po gorącym Miami, oglądaliśmy życie dzikich aligatorów w Everglades, autem zjechaliśmy Florida Keys i zobaczyliśmy piękny zachód słońca na najdalej wysuniętym na południe punkcie Stanów, łapaliśmy wiatr w wietrznym Chicago i podpłynęliśmy pod sam spad Wodospadu Niagara.
Wróciliśmy po ponad miesiącu.
Najbardziej bałam się rozczarowania. Nie Stanami. Samym Nowym Jorkiem. Dużo osób na forach czy nawet kilku członków mojej rodziny twierdziło, że jest przereklamowany. Że jest głośny, brudny i tłoczny. Z perspektywy czasu myślę, ze właśnie decyzje o wyjeździe do Stanów odkładałam nie przez te wszystkie formalności lecz właśnie przez strach przed rozczarowaniem. Idealny obraz miasta wykreowanego w co drugiej hollywoodzkiej produkcji mógł nagle paść na rzecz rzeczywistości.
Pojechałam i zakochałam się. Zakochałam się w najmilszych ludziach jakich było dane mi spotkać podczas naszych podroży. Zakochałam się w tolerancji jaka panuje w tym mieście. Zakochałam się w malutkich skwerkach i ogrodach jak i gigantycznym Central Parku. Zakochałam się w wysokich wieżowcach, które zakrywały niebo i w brownstonsach, w których mieszka elita Manhattanu. Zakochałam się w przytulnych uliczkach West Village i ekskluzywnej 5th Avenue. Zakochałam się w światłach Nowego Jorku i w całej jego wyjątkowości i kiczowatości razem.
Nie zawsze było idealnie. Nowy Jork na prawdę potrafi wykończyć portfel z wszystkich oszczędności. Gdyby nie blog pewnej dziewczyny pewno po 3 dniach nie mielibyśmy grosza przy duszy, bo tam nawet McDonald potrafi zrujnować.
Jako , że był to sezon letni, noclegi nie należały do najtańszych wiec musieliśmy zainwestować w hotel przy lotnisku w New Jersey, gdzie dojazd kosztowałaby nas codziennie pod sam Time Square 15 dolarów od osoby w jedna stronę. Po przemnożeniu tego razy dwa tygodnie wychodziła gigantyczna suma.
Jednak dzięki naszej wytrwałości, codziennemu wstawaniu o 6 rano, półtoragodzinnej drodze przez autostradę by dojść na malutki, zapomniany przez wszystkich przystaneczek skąd autobus brał 4 dolary udało nam się i tam zaoszczędzić. A przygody które napotykaliśmy na drodze i wygłupy które nam towarzyszyły zostaną w mojej pamięci już na zawsze i myślę ze będę to o wiele przyjemniej wspominać niż osoby które codziennie w niecała godzinę w klimatyzowanym autobusie znajdowały się w sercu Nowego Jorku.
Owszem był brud, były stada szczurów, przed którymi broniliśmy się statywem. Były korki, były góry śmieci, było zapchane, duszne metro, było zmęczenie. Ale w mojej pamięci Nowy Jork zostanie moim ukochanym miastem i złego słowa powiedzieć sobie o nim nie dam!
Moja pasja przeniosła się na Rostka tak bardzo, że czasem po powrocie przyłapywałam go na czytaniu newsów i ciekawostek o Nowym Jorku.
Uwierzcie mi, nie ma nic wspanialszego niż spełnione marzenie dzielone z druga osoba. A gdy jeszcze ta osoba sama zaczyna podzielać to marzenie – wtedy jest szczęście.
Pisząc to, przypomina mi się pewna anegdotka z naszej podróży.
Wracaliśmy z Rostkiem autobusem z lotniska z naszego wypadu na walentynki do Paryża. Bardzo szczęśliwi mimo, że pokój okazał się być z połamanym łóżkiem, pogoda nie dopisała, a nam po 2 dniach brakło pieniędzy. Wracaliśmy na prawdę rozbawieni, śmiejąc się z naszego uroczego wypadu. Wtedy obok nas przysiadła się kobieta dzwoniąca do kogoś i opowiadająca jak przereklamowany jest Paryż , jak straszny był ten 3 gwiazdkowy hotel (który nie powinien absolutnie dostać tyle gwiazdek) i jak bardzo zmęczyła się staniem w korkach na paryskich drogach. Mówiła ze nie rozumie dlaczego ludzie tam jeżdżą i co wspaniałego jest w tym mieście.
Uwierzcie, jeśli załatwiono by mi tam prace w MacDonaldzie i usadzono w największej norze gdzieś na poddaszu paryskiej kamienicy – wzięłabym w ciemno. A na prawdę nie o wielu miastach świata mogłabym tak powiedzieć. Znam dziewczynę która mieszka tam od prawie dwóch lat i dalej jest miastem zafascynowana. Paryż w moim domniemaniu nie da się nie kochać.
Nie rozumiałam wtedy dlaczego tak bogato wyglądająca kobieta, która po rozmowie wnioskując topiła się w paryskich luksusach była nieszczęśliwa.
Myślę ze teraz już rozumiem. Refleksje zostawię dla siebie.
Wracając… Nowy Jork pokochałam tak bardzo, że zaledwie po 3 miesiącach zdążyłam za nim zatęsknić. Pewnego ranka powiedziałam do Rostka „Jeśli pojawią się tanie bilety lotnicze do Stanów nie zastanawiajmy się i kupmy je. Nie myślmy za co, nie myślmy o planach na wakacje. Nie myślmy za co tam przeżyjemy. KUPMY”. I wierzcie albo nie ale tej nocy byłam w pracy i przeglądając fejsa zauważyłam krzyczące strony z tanimi lotami: HIT. Nowy Jork za 500zl w dwie strony !!
Zadzwoniłam do Rostka który akurat wtedy bawił się na domówce. Nie wiem czy to pasja do Nowego Jorku, która narodziła się u niego latem czy ilość spożytego alkoholu, ale po 5 minutach otrzymałam smsa: „KUPIONE”.
Ah co to była za noc! Każdy klient był moim przyjacielem, każda niechcąco stłuczona przez gościa szklanka na środku sali nie stanowiła problemu. Byłam wtedy najszczęśliwsza.
Wyruszyliśmy! Z minimalna ilością pieniędzy, z malutkim dzienniczkiem miejsc, które chcieliśmy odwiedzić i knajpek w których chcieliśmy zjeść. I mimo strasznego chłodu, który panował chłonęliśmy miasto jak tylko mogliśmy.
Znów ominęliśmy system, znów wsiedliśmy na środku autostrady i pojechaliśmy za 4 dolary, a landrynkowy zapach który unosił się w busach z New Jersey automatycznie przeniósł mnie wspomnieniami do lata. Znów byłam w moim Nowym Jorku i znów byłam najszczęśliwsza.
Dla wielu pewno ten wpis zabrzmi bardzo patetycznie. Ale to właśnie w Nowym Jorku spełniły się moje największe marzenia!
A w najbliższych postach, chcielibyśmy zabrać Was w podróż po dzielnicach miasta
10 Comments
Paryz taki sobie . ..
ojj Śniecińska, wiemy, że go kochasz :p
Jaką przyjemnością jest czytanie o tym, że ludzie biorą życie w swoje ręce i spełniają własne marzenia. Dodatkowo wszystko to jest pełne pasji i motywuje by działać dalej! Nie wspominając o tym jak wielką motywacja musi być dzielenie tego szczęścia obupólnie była to wspaniała lektura do paryskiego śniadania , czekam na ciąg dalszy ;D
Bardzo ciekawa historyjka.Naprawde spodobala mi sie tymbardziej,ze Paryz to obecnie moje miasto.Podobne odczucia mialam znajdujac sie tu poraz pierwszy ale wyjazd do Ameryki jest ciagle przede mna.Wydaje mi sie,ze niebawem i tam sie znajde.Pozdrawiam serdecznie autorke artykulu uwazam jako polonistka,ze jest swietny!!!!!
[…] Jorku. Przesiadka w Miami, Los Angeles czy Waszyngtonie kosztowała by nas dokladnie tyle samo, ale jak wiecie Nowy Jork to taka moja druga miłość. No więc łapiemy kody z airbnb, kupujemy noclegi z pół darmo, jeszcze raz rozkoszujemy się […]
i to mi sie najbardziej podoba. my podrozujemy od niedawna, ale wlasnie takie historie sa najlepsze, i wlasne wspomnienia. my wlasnie wrocilismy z Paryza! i tak samo jak ty duzo bym oddala zeby moc pomieszkac w Paryzu chociaz kilka miesiecy. do NYC jedziemy akurat na Boze Narodzenie wiec boje sie ze pogoda bedzie nie taka, ale najwyzej bedziemy siedziec w kawiarniach i muzeach. ps. czytam twojego bloga wpis po wpisie i nie moge skonczyc!
Czytam i czytam, i nie mogę przestać… Zarażacie swoją pasją do podróżowania! Fajnie, że wspólnie dzielicie pasję do podróży. Życzę Wam jak najwięcej cudownych wypadów i czekam na nowe wpisy
[…] podróż do Azji była dość nietypowa, gdyż rozpoczęliśmy ją w… naszym ukochanym Nowym Jorku, w którym spędziliśmy […]
[…] Bolesne było uświadomienie sobie, że rok temu w ciągu sześciu miesięcy zdążyliśmy odwiedzić Nowy Jork, zakosztować Sycylii, dojechać stopem do Paryża i objechać dookoła Islandię, gdy w tym […]
Naprawdę świetny artykuł! Przeczytałam jednym tchem wspominając mój własny początek z podróżami Na Twojego bloga trafiłam szukając informacji o Fansipan w Wietnamie i gdy skończyłam na dole wyświetlił mi się Nowy York. Kliknęłam i wsiąkłam w Twoje artykuły:)