Angkor, wieku temu, opuściło milion mieszkańców, pozostawiając w jednym z największych przed przemysłowych miast imponujące kamienne budowle. Kilkaset lat później, natknął się na nie francuski podróżnik – Mouhot, który zastał dawną stolicę Imperium Kmerów praktycznie pożartą przez dżunglę. Na terenie około 400 km kwadratowych odkryto setkę świątyń, królewskich pałaców i grobowców, które po dziś dzień żyją w symbiozie z tropikalnym lasem. Angkor to obecnie największy sakralny kompleks świata, który staje się coraz bardziej dostępny i mniej tajemniczy.
Władze miasta znacznie ułatwiły zwiedzanie khmerskiego miasta i stworzyły dla odwiedzających mapę z dwoma pętlami: małą i dużą, dzięki którym łatwo i mądrze można zwiedzić ten olbrzymi obszar.
Przyjeżdżając do Siem Reap szybko wyposażyliśmy się w mapę terenu oraz stare rowery i już kolejnego dnia mknęliśmy w stronę Imperium.Nasze kondycje do najlepszych nie należą, więc już w połowie drogi między Siem Reap a Angkorem postanowiliśmy zrobić sobie malutką przerwę na sok z trzciny cukrowej i smażone banany (tak wiemy, to żałosne, ale jazda na rowerze nie jest naszą mocną stroną o czym później przekonaliśmy sięw Birmie). Dojeżdzając do wrót świątyni słońce zaczynało się wzbijać ku górze, a nasze nogi JUŻ odmawiały posłuszeństwa, mimo, że dojazd w to miejsce miał być tylko rozgrzewką przed całym dniem. Zaparkowaliśmy, a gdy już wystarczająco odpoczęliśmy i pozbieraliśmy myśli, spojrzeliśmy na mapę by ustalić wstępną trasę na dzień dzisiejszy – małą pętlę. Trasa ta obejmuje Angkor Wat, kompleks Angkor Thom, Ta Prohm oraz kilka innych mniejszych świątyń. Mapka poniżej pokazuje ją najlepiej.
Nie myśląc wiele ruszyliśmy w kierunku tej najbardziej znanej. Angkor Wat, często mylony z całym Angkorem uważany jest za jedną z najwspanialszych świątyń kompleksu. Tracimy się w jego zakamarkach, podziwiamy piękne płaskorzeźby na ścianach przedstawiające khmerskie historie, wspinamy się po stromych schodach, spacerujemy po ukrytych korytarzach, słuchamy modlitw buddyjskiego mnicha, bawimy się z dzieciakami w chowanego, podpinamy się pod grupkę australijskich turystów, by posłuchać o dziejach świątyni, bierzemy udział w ceremonii religijnej i dostajemy czerwono – pomarańczową bransoletkę na przegub prawej dłoni – na szczęście, podglądamy medytację trójki kobiet w nieoświetlonym pomieszczeniu.
Niedosyt pozostaje, lecz godzina na telefonie przypomina, że trzeba jechać dalej. Wsiadamy na nasze rowery i kierujemy się w stronę Angkor Thom, a prowadząca do niego aleja pełna jest małp, które ochoczo bawią się z turystami podkradając im drobne sprzęty i jedzenie.
Dojeżdżając do kompleksu od razu kierujemy się w stronę Bayon, gdzie 37 kamiennych twarzy Buddy śledzi każdy nasz krok. Przechodzimy przez krużganki, tracimy się w uliczkach krętych schodów, docieramy do piwnic porośniętych zielonym mchem, w których światło tworzy magiczne przedstawienia, odkrywamy kwadratowe galerie, których ściany pokryte są 11 tysiącami płaskorzeźb: walki kogutów, bokserów, życie na jeziorze Tonle Sap, wojna – to tylko niektóre z przedstawionych historii.
Po raz kolejny siadamy na nasze dwukołowce, mijamy niedocenione świątynie Thommanon i Chau Say Tevoda, stojące niczym lustrzane odbicia na przeciw siebie i zmierzamy w kierunku Ta Prohm - świątyni wyjętej żywcem z filmów o przygodach Indiany Jonesa czy Lary Croft.
Nie wchodizmy do środka. Obchodzimy świątynie dookoła, krążymy między gigantycznymi kamieniami rozsypanymi przed wejściem, przechodzimy przez malutkie, porośnięte bramy, wpadamy na trójkę mnichów, również zwiedzających to miejsce, stawiamy zakłady: natura kontra Ta Prohm. Stawiamy na świątynie, niestety ta od wieków prowadzi z dżunglą nierówną walkę. Może nie majestatyczna, lecz na pewno najbardziej urokliwa, na długo zapada w naszej pamięci.
Po drodze wstępujemy do jeszcze jednej świątyni, by zapalić kadzidło i popodziwiać kunszt khmerskich rzemieślników.
Zmęczeni, ale z pięknymi obrazami w głowach wracamy do hostelu w Siem Reap, by zaplanować trasę na kolejny dzień..
Duża pętla, którą możecie zobaczyć na poniższej mapce, jest olbrzymia i z góry wiedzieliśmy, że nie damy rady przejechać jej na rowerze.
Po krótkich rozmowach z tuk tukarzem, kolegą właściciela hostelu, który wieczór wcześniej dzielił się z nami swoim piwem i jointem, stwierdziliśmy, że nie możemy pozwolić sobie na jego wynajem. Cena mimo, że już spuszczona dalej nas przerażała. Zaczęliśmy więc ostro kombinować jakby tutaj w przyjemny i tani sposób zwiedzić świątynie położone w dalszych częściach kompleksu i postawiliśmy na skuter.
Wynajem skuteru w Siem Reap do najprostszych nie należy. Kilka, a może nawet kilkanaście lat temu władze miasta ustaliły, że turyści na motorach to niebezpieczeństwo i że nielegalne jest prowadzenie skutera na siemreapskich rejestrach przez białego. Oczywiście z bezpieczeństwem nie ma to nic wspólnego, a jeśli nie wiadomo o co chodzi to zawsze chodzi o… kasę.
Tak było i w tym wypadku gdzie mafia tuk tukarzy sterroryzowała kambodżański rząd i „wykupiła” sobie prawa do bycia jedynym przewoźnikiem po zakamarkach Angkoru.
Przerażeni turyści nie szukają więc punktów wynajmów skuterów tylko od razu biegną do grupek tuk tukarzy by ustalić najlepszą cenę za wynajem kierowcy na kilka dni. Zawód ten jest więc najbardziej pożądany przez każdego mężczyznę w Siem Reap.
Przecież do miasta przyjeżdża się głównie po to by zobaczyć kompleks świątyń, a skoro nie istnieje żaden sposób by go zwiedzić na własną rękę – każdy zapłaci by zrobić to w ogóle.
Wracając wieczorem z targu, całkowicie przez przypadek natknęliśmy się na wypożyczalnię skuterów. Postanowiliśmy zaryzykować i zapytać czy dane nam będzie zobaczyć Angkor motorem. Nie robiliśmy sobie zbyt dużych nadziei, ale mody pan sympatycznie nas zaskoczył, potwierdzając, że z największą przyjemnością wynajmie nam jeden ze skuterów.
Rostek musiał zdać tylko szybki test na to czy potrafi poruszać się po mieście (czytaj: przejechać się wzdłuż ulicy i zawrócić), następni konieczne było podpisanie umowy i wpłata kaucji w wysokości 100 dolarów. I już!
Fakt dostaliśmy skuter na rejestracjach z Phnom Phnem, więc może coś jest na rzeczy, ale oprócz tego nie było żadnych problemów.Następnego dnia wstaliśmy o 3 rano. Zależało nam by zobaczyć wschód słońca w Angkor Wat, więc już przed 4 mknęliśmy przez drogę, wspominając nasz wczorajszy trud rowerowy.Wschód faktycznie był magiczny, chociaż spodziewaliśmy się więcej po zachwytach wyczytanych w Internecie.
Ruszyliśmy więc w kierunku dużej pętli po drodze po raz kolejny mijając majestatyczny Bayon. Pomachaliśmy łowiącemu ryby chłopczykowi, minęliśmy spowite w mgle jezioro, wyprzedziliśmy pana wiozącego chrust na rowerze i udaliśmy się do Preah Khan, nazwanego niegdyś Szczęśliwym Zwycięskim Miastem.
Na miejscu jesteśmy tylko my i starsza hinduska para. Spowodwane jest to pewno wczesną godziną i faktem, że niektórzy mogą jeszcze podziwiać wschód słońca na którym nie zostaliśmy do końca.
W świątyni podziwiamy cztery potężne bramy, kolejny raz jesteśmy pod wrażeniem detali jakie zachowały się we wnętrzach, gubimy się nawzajem i odnajdujemy się dopiero po kilkunastu minutach, grzecznie odmawiamy dwójce kobiet, która usilnie próbuje namówić nas do kupna podobizny Buddy, wsiadamy na skuter i jedziemy dalej.
Znacznie odbijamy od dużej pętli i docieramy do Banteay Srei, uważanej za jedną z najpiękniejszych i najlepiej zachowanych. Szybko porzucamy marzenia o samotnym zagubieniu się w zakamarkach świątyni. Myślenie typu „przecież ta świątynia jest prawie 30 km dalej od całego kompleksu Angkor – pewno będziemy tam sami” wydaje się nam teraz wręcz śmieszne, bowiem naszym oczom ukazuje się tłum ludzi, autokarów, tuk tukarzy i dzieci próbujących sprzedać wszystko: począwszy od pocztówki, poprzez breloczek, na pełnowymiarowym obrazie kończąc.
Nie zrażamy się jednak gdyż Cytadela Piękności nie nazywa się tak bez przyczyny. Twardy różowy piaskowiec wykorzystany do budowy świątyni nadaje jej niesamowitą barwę. Wszystkie ściany budynku ozdobione są artystycznie wykonanymi figurkami. Każdego z wejść strzegą precyzyjnie stworzone z twardego kamienia małpy. Od ilości szczegółów może rozboleć głowa.
W Banteay Samre przeczekujemy deszcz…
W Prasat Kravan próbujemy rozszyfrować khmerskie napisy…
Ze szczytu Pre Rup podziwiamy przepiękny widok na okolicę…
Wracamy, a dwa dni później jesteśmy już w drodze do Bangkoku…
_____________________________________________________________________________________
Informacje praktyczne:
♥ Bilet do kompleksu świątyń Angkor kosztuje:
-> 20 dolarów – 1 dzień
->40 dolarów – 3 dni (do wykorzystania w ciągu tygodnia)
->60 dolarów – 7 dni (do wykorzystania w ciągu miesiąca)
♥ Bilet nabyć można na trasie pomiędzy Siem Reap a Angkorem. Należy stanąć w odpowiedniej kolejce (1,3,7 dni), dać zrobić sobie zdjęcie i ruszyć na podbój świątyń
♥ Po Angkorze poruszać można się na kilka sposobów:
-> rowerem – polecane do małej pętli. Dwukołowca nabyć można w praktycznie każdym hostelu. Ceny wahają się od 1 do 3 dolarów na dzień
->e-rowerem – jeżeli nie chce się nam pedałować lub podobnie jak my ma się złą kondycję to warto wynając elektryczny rower. Cena takiego sprzętu waha się od 10 do 20 dolarów na dzień. Na terenie Angkoru jest kilka punktów gdzie można go naładować – głównie przy największych świątyniach. Przy wynajmnie otrzymuje się mapkę gdzie takowe punkty się znajdują. Jest to jednak czasochłonne i nie zawsze wygodne. Jeżeli ktoś na poważnie zastanawia się nad wynajmem e-roweru to polecamy zrobić rezerwację telefoniczną lub mailową, gdyż nie zawsze dostępna jest wystarczająca ilość rowerów. Więcej informacji o tym sposobie poruszania się znaleźć można tutaj : http://www.greene-bike.com/
->skuterem – który polecamy przy poruszaniu się po dużej pętli. Nam udało znaleźć się tylko jedną wypożyczalnie w Siem Reap (http://moto-go-rental.com/). Ceny wahają się od 10 do 15 dolarów na dzień. My płaciliśmy 100 dolarów kaucji, ale kwota ta mogła wzrosnąć. Po powrocie mężczyzna, który wypożyczał nam motor nawet na niego nie spojrzał, więc raczej nie robią problemów ze zwrotem pieniędzy.
->tuk tukiem – jest to na pewno najwygodniejszy sposób na zwiedzenie najdalszych świątyń. Przy większej ilość ludzi cena jest bardzo opłacalna. Nam zaproponowano całodniowy wynajem motorikszy z kierowcą z dojazdem do najdalszych świątyń za 25 dolarów, co przekroczyło niestety nasze możliwości finansowe. Bliższe świątynie uda się objechać już za 8-15 dolarów.
->wycieczki zorganizowane, autokary
->wynajem samochodu z kierowcą
♥ Na ochłodę (temperatura sięga tam czasem nawet 40 stopni co przy poruszaniu się na rowerze jest bardzo uciążliwe) polecamy sok z trzciny cukrowej w cenie pół dolara za dwa kubeczki (w centrum) i dolara z dwa kubeczki (w Angkorze).
♥ Na wschód słońca warto wybrać się już przed 4 rano, tak żeby znaleźć odpowiednie miejsce (szczególnie jeśli komuś zależy na zdjęciach). Koło 5 do Angkoru przybywają tłumy, które potrafią zająć całą linię brzegową nad jeziorem, znad którego jest najlepszy widok.
♥ Przyjeżdżając do Siem Reap warto mieć wcześniej zarezerwowany jakiś nocleg. Gdy przyjechaliśmy na dworzec zaatakowała nas grupa tuk-tukarzy, która prócz wygórowanej ceny za dojazd do centrum proponuje „najlepsze hostele w mieście za kilka dolarów”. Nie dajcie się zwieść, bo ci kierowcy żyją również z prowizji i poleceń.
Poza tym samo miasto jest dość spore i czasem nie warto tracić czasu na szukanie.
♥ My zatrzymaliśmy się w Same Same Backpacker Hostel. Zarezerwowaliśmy tylko jedną noc, a zostaliśmy na cztery. Nocleg kosztował nas 5 dolarów za pokój dwuosobowy z łazienką i wiatrakiem oraz względnie dobrze działającym wifi.
♥ Najlepiej stołować się na miejskim targu, który od godziny 17 zaczyna tętnić życiem.
Przepyszne pierożki nadziewane warzywami, sajgonki z sosem orzechowym, szejki z marakui, domowej roboty lody, sałatki i smakowite zupy. Wszystko poniżej 2 dolarów za całkiem spore porcje.
/Wszystkie informacje i ceny podane są w okresie trwania niskiego sezonu. Podczas pory suchej ceny rosną nawet o 50 % /
4 Comments
[…] należy do najlepszych. Przekonaliśmy się o tym na Islandii gdy zdobywaliśmy ukryte wodospady i w Angkorze, gdy odkrywaliśmy kolejne świątynie. Mimo, że lubimy góry, nigdy nie należeliśmy do zapalonych wspinaczkowiczów, którzy całymi […]
[…] 9. Odkrywania zakamarków Angkoru. […]
[…] morza, zza gór, nad jeziorem tańczących rybaków w Birmie, zza świątyń w Baganie lub zza kambodżańskiego Angkor Wat. Ogólnie koncept jest taki: przyjeżdżam zobaczyć wschód słońca to patrząc na wprost widzę […]
[…] Angkor w Kambodży: 40 dolarów (3 dni) ♥ Tunele Cu Chi + świątynia wyznawców kaodaizmu Cao Dai w […]