Gdy po wylądowaniu na lotnisku w Bergamo okazało się, że nie stać nas na wpłacenie kaucji za wynajem samochodu, postanowiliśmy spędzić noc na lotnisku, by wczesnym rankiem udać się w stronę Turynu.
Mimo, że zazwyczaj jedziemy w dane miejsce ze względu na wspólne zainteresowania, w tym wypadku każdy z nas jasno określił swój cel. Rostek – mecz Juventusu, ja – powrót do smaków kuchni włoskiej.
Około godziny 10 docieramy do zarezerwowanego noc wcześniej hostelu, udaje nam się przekonać recepcjonistę by wpuścił nas do pokoju przed planowanym ‚check inem’, bierzemy szybki prysznic i godzinę później przechadzamy się ulicami Turynu.
Wpadamy na niedzielny targ w jednym z parków. Świetnie się składa, bo głód dopadł nas już kilka godzin wcześniej. Krążymy więc wokół żółtych straganów, kosztujemy szynek, swojskich kiełbas, kwaśnych serów, plastrów Gorgonzoli i past rybnych. Wszystko popijamy darmową degustacją wina. Ostatecznie decydujemy się na kupno pizzy wypiekanej na miejscu. Szybko też robimy zakupy na później i w woreczku ląduje świeża ciabatta i dwa krążki śmierdzącego sera.
Kierujemy się uliczkami w stronę Eataly. Swoją główną siedzibę delikatesy mają na Via Nizza 230/14, my zaś odwiedzamy malutki sklepik na Via Giuseppe Luigi Lagrange 3. Eataly to miejsce gdzie można uzyskać wiedzę na temat włoskiej kuchni oraz skosztować dań z różnych regionów państwa. Głównym założeniem Farinelliego, było zrzeszenie regionalnych producentów, którzy udostępnili by zdrową żywność w przystępnych cenach.
W środku znaleźć można pokoje z domowej roboty makaronami, spiżarnie pełne świeżych owoców i warzyw, kredensy zapełnione sosami, pastami i pesto, półeczki z kolorowymi czekoladkami, dżemami i słoiczkami miodu lodówki z serami i świeżym mięsem oraz drewniane regały po sufit zapełnione winami z różnych części Włoch.
Do naszej ciabatty dokupujemy kilka plasterków szynki, garść świeżych pomidorów koktajlowych oraz słoiczek śmietany.
Po udanych zakupach decydujemy się na skosztowanie Bicerinu (najlepszy w Caffe Al Bicerin, Piazza della Consolata 5, gdzie serwowany jest od XVIII wieku), tradycyjnego napoju pochodzącego właśnie z Turynu w skład którego wchodzi gęsta gorąca czekolada, szot espresso oraz słodzona śmietana. Wszystko podawane jest warstwowo i podczas spożywania nie powinno zostać wymieszane.
Postanawiamy pozostać w słodkich klimatach i szybko kierujemy się w stronę Caffarela (Via G. Gianavello 41 lub małe stoisko na hali dworca Porta Nuova), gdzie najbardziej znany piemoncki cukiernik wymyślił przepis na gianduiotto – turyńskie praliny z orzechami laskowymi w kształcie odwróconej łodzi, zawinięte w złotą folię.
Kilo tej przyjemności kosztuje prawie 200 zł !! (45 euro), kupujemy więc tylko kilka pralinek.
Pod koniec dnia decydujemy się na jeszcze jeden specjał tego regionu – wermut. Na tę alkoholową mieszankę ziołową udajemy się do baru Pastis (Piazza Emanuelle Filiberto 9), gdzie decydujemy się na Carpano Punt e Mes, który ma słodko-gorzki posmak.
Dzień zamykamy meczem Juventus Turyn - Hellas Verona, który kończy się wynikiem 4-0 ! : )
1 Comment
byliśmy w eataly w rzymie, ale ceny tak mnie powaliły (jak alma mnozone przez piotr i paweł, tylko w euro), że kupiłam garść jabłek i opakowanie gnocci bazyliowych, wydzielonych na kilka kolejnych obiadów już w domu