W Jordanii byli już chyba wszyscy. Odkąd Ryanair otworzył połączenie lotnicze na trasie Polska – Amman Bliski Wschód stał się bardziej przystępny i jakby… bliższy Długo zastanawialiśmy się gdzie polecieć kiedy Polskę ogarnie ponura jesień więc kiedy udało nam się znaleźć stosunkowo niedrogie połączenie z Krakowa i to jeszcze na weekend, nie zastanawialiśmy się ani chwili i kupiliśmy bilet.
Pobiliśmy też swoje „umiejętności” w pakowaniu, bo na cztery dni zabraliśmy ze sobą tylko jeden malutki plecaczek, do którego spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Naszym drugim dozwolonym, darmowym bagażem był statyw, który znacząco przekraczał dozwolone wymiary i do samego końca nie byliśmy pewni czy obsługa wpuści nas z oversizowym bagażem, ale udało się
Cztery godziny później byliśmy już w Ammanie, który powitał nas słońcem, którego brakowało nam w Polsce. Termometry pokazywały trochę ponad 20 stopni i mimo, że nie były to tropiki, to my cieszyliśmy się jak dzieci. Sprawdzanie Jordan Pass i kontrola paszportowa minęły nam stosunkowo szybko i chwilę później czekaliśmy już na odbiór samochodu, który zarezerwowaliśmy wcześniej na stronie Rhino Car Hire, a po 15 minutach siedzieliśmy już w naszym srebrnym, wysłużonym Mitsubishi i mknęliśmy w stronę centrum. Pierwsze 20 kilometrów minęło szybko i przyjemnie, a prawdziwy sajgon zaczął się po wjeździe do miasta. Brak jakichkolwiek przepisów drogowych, znaki, które są tylko sugestią, cztery pasy ruchu, które tworzą się samoistnie, ludzie, którzy wychodzą na jezdnię w najmniej oczekiwanym momencie i wszechobecny chaos. Cieszyłam się, że to Rostek jest za kierownicą, a nie ja
Było jeszcze wcześnie, a w naszym hotelu zameldowanie było możliwe dopiero po południu, więc postanowiliśmy wykorzystać ten czas i zobaczyć co do zaoferowania ma stolica kraju.
Szybko znaleźliśmy bezpłatny parking i ruszyliśmy w stronę pięknego Amfiteatru z II wieku, który kiedyś mógł pomieścić nawet 6 tysięcy osób. Przy kasach pokazaliśmy nasze Jordan Pass, które umożliwiły nam darmowe wejście, a chwilę później wspinaliśmy się już na sam szczyt budowli po kamiennych, nierównych stopniach, skąd mogliśmy podziwiać widok nie tylko na odrestaurowany amfiteatr, ale również na całe miasto.
Po niecałej godzinie wróciliśmy do naszego samochodu i ruszyliśmy na wzgórze al-Qala, do Cytadeli, która jest pozostałością po dawnym mieście. Turyści zaglądają tutaj głównie by zobaczyć ruiny pałacu z VII/VII wieku, pozostałości po świątyni Herkulesa czy zwiedzić Muzeum Archeologiczne, ale to co najpiękniejsze w tym miejscu to niezwykła panorama jaka roztacza się z tego miejsca na całe miasto. Pospacerowaliśmy chwilę wzdłuż murów, a gdy słońce zaczęło chować się za chmurami pojechaliśmy do naszego hotelu, zostawiliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy na miasto coś zjeść.
The House, w którym się zatrzymaliśmy, znajdował się w samym centrum miasta, a od sławnej ulicy Rainbow Street dzielił go kilkuminutowy spacer. Wiedzieliśmy, że wizyta w tym mieście nie może obejść się bez zjedzenia pysznego i sławnego falafela w Al Quds Falafel oraz bez zapalenia fajki wodnej, więc gdy tylko się posililiśmy od razu zaczęliśmy szukać miejsca, w którym moglibyśmy spędzić wieczór. Knajpek z sziszą jest w Ammanie mnóstwo więc już chwilę później siedzieliśmy w malutkiej kawiarni paląc fajkę o smaku arbuza i mięty.
O poranku zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na południe kraju. Naszym głównym celem tego dnia była Petra, ale zrobiliśmy sobie mały objazd i postanowiliśmy zobaczyć jeszcze Morze Martwe. Jadąc wzdłuż wybrzeża mogliśmy podziwiać piękne połączenie pustyni, wody i gór i chociaż miejsce nie zrobiło na nas szczególnego wrażenia cieszyliśmy się że mogliśmy je zobaczyć na żywo.
Po kilku punktach widokowych, zatoczkach, dzikich plażach wjechaliśmy w końcu na drogę o pustynnym klimacie, dwie godziny później byliśmy już w Wadi Musa, a kilka chwil później szliśmy przepięknym wąwozem The Siq na końcu którego czekał na nas jeden z siedmiu cudów świata – Al-Chazna, czyli Skarbiec Faraona.
Miejsce, mimo tłumów, ścisków i bazarowej atmosfery, zrobiło na nas wrażenie. Od zawsze byliśmy zwolennikami natury, krajobrazów i przyrody, ale nawet tacy amatorzy jak my potrafią docenić kunszt ówczesnych budowlańców.
Wiedzieliśmy jednak, że Petra to nie tylko Skarbiec Faraona, więc ruszyliśmy dalej…
Zobaczyliśmy Wielki Zespół Grobowców Królewskich….
…jeden z największych obiektów Petry – teatr…
…Outer Siq…
…i chociaż bardzo chcieliśmy zobaczyć Ad-Dajr, czyli Klasztor, to długość trasy i stosunkowo późna godzina zmusiły nas do zrezygnowania z tego pomysłu i powrotu do Wadi Musa do naszego hostelu Petra Capsule . Widzieliśmy jednak, że chcemy wrócić do Petry o poranku, żeby zobaczyć to miejsce jeszcze raz, z innej perspektywy, bez tłumów i sprzedawców. Następnego dnia wstaliśmy o 5:00 rano, a chwilę po godzinie 6:00 szliśmy już tym samym wąwozem co dzień wcześniej. Po dłuższej chwili naszym oczom ukazał się piękny Skarbiec, który mieliśmy praktycznie cały dla siebie.
Brak ludzi pozwolił nam poczuć prawdziwą atmosferę tego miejsca i przeniósł nas w odległe czasy. Wspięliśmy się po kamiennych stopniach na jedno z pobliskich wzniesień i chwilę później podziwialiśmy Al-Chazna z całkowicie innej perspektywy. Gdy słońce zaczęło powoli wychodzić zza skał wróciliśmy do samochodu i ruszyliśmy dalej – w stronę największej pustyni Jordanii – Wadi Rum.
Przed 10 byliśmy już w domu Ferasa, prowadzącego firmę organizującą wycieczki po pustyni – Wadi Rum Bedouin Guide Tour – który poczęstował nas herbatą i opowiedział jak będzie wyglądać nasza wycieczka po pustyni. Tras do wyboru jest kilka, ale o tej porze byliśmy tylko my więc sami mogliśmy dobrać sobie plan wycieczki.
Swoją przygodę z tym niezwykłym miejscem rozpoczęliśmy na Red Sands, czyli Czerwonej Wydmie, ze szczytu której rozpościera się piękny widok. Wejście po piasku nie było najprostsze, ale niezwykłe krajobrazy i widok na górę Mount Rum zrekompensowały nam cały trud.
Następnym punktem był kanion Khazali, a przez kolejne godziny podziwialiśmy przepiękne skalne łuki…
…białą pustynię…
…bedouiński camping, którego właścicielem jest Feras i w którym turyści często spędzają noc…
…miejsce,w którym kręcono film „Marsjanin”…
…i mknęliśmy jeepem w odległe miejsca podziwiając otaczające nas niezwykłe krajobrazy i widoki. Czerwień tego miejsca, w połączeniu ze słońcem często aż raziła po oczach.
To kolejne miejsce w naszym życiu, które pokazało nam jak malutcy jesteśmy na tej ziemi i jak niezwykłe miejsca stworzyła Matka Natura.
Wycieczkę skończyliśmy w wiosce Wadi Rum, pożegnaliśmy się z Ferasem i ruszyliśmy z powrotem w stronę Ammanu. O poranku ruszyliśmy na lotnisko, zwróciliśmy bezproblemowo samochód, przeszliśmy kontrolę paszportową,a kilka godzin później byliśmy już w Polsce
To był intensywny, ale piękny przedłużony weekend
6 Comments
Pięknie ❤ planuję też taką podróż w przyszłym roku ale z noclegiem na Wadi Rum także wpis bardzo przydatny!
Przecudowane miejsce, piękne zdjęcia. Pozdrawiam
Zdjęcia pierwsza klasa ,chyba dobrego sprzętu używacie ,ale też i same ujęcia bardzo fajnie wyszły .
Już któryś raz trafiłam na opis wojaży po Jordanii , i z tego co się doczytałam to rezerwacje hoteli ,bo ponoć nic innego nie funkcjonuje, trzeba robić sporo wcześniej ,po pierwsze jest drogo po drugie może nie być miejsc . Komunikacja tak jak w Waszym przypadku ,najlepsze jest wynajęcie samochodu . Ceny raczej mało atrakcyjne , a wręcz duże ,oczywiście stołować po za głównymi ulicami .
Czy potwierdzicie moje informacje ?
My byliśmy poza sezonem i nie było problemu z rezerwacją hoteli na 3 dni przed przyjazdem W sezonie, w okolicy Petry, faktycznie może być problem
Ceny atrakcji są duże, jedzenie tanie w ulicznych knajpkach
Potwierdzamy info
Zdumiewające krajobrazy, pięknie!
Przepiękne miejsce