Australia i Oceania, Fidżi, Podróż dookoła świata, Świat

W fidżyjskiej wiosce…

6 marca 2016
wiioska fiji

Fidżi było najbardziej nietypowym, najbardziej interesującym i najbardziej nieplanowanym kierunkiem podczas naszej dotychczasowej podróży. O tym, że wybieramy się do państwa 300 wysp, dowiedziałam się 31 stycznia, w dniu moich urodzin, kiedy to Rostek oznajmił mi, że za oszczędzone przez siebie na boku pieniądze, zabiera mnie na Fidżi.

O Fidżi wiedzieliśmy tyle, ile widzieliśmy na kolorowych plakatach w biurach podróży. Turkusowe wody oceanu, złociste plaże, palmy , kurorty, resorty, kilku gwiazdkowe hotele – tak postrzegaliśmy to miejsce przed przylotem.
W jak wielkim błędzie byliśmy wiedzą ci, którzy odwiedzili Fidżi. Bo Fidżi to nie tylko egzotyczne wyspy, drinki z palemką oraz występy tańca z ogniem. To także lasy deszczowe, dzikie wodospady, góry, kolorowe targi, odległe wioski, fascynująca kultura, uśmiechnięci ludzie i radosne ‚Bula!’ (czyli „dzień dobry”, oznaczające w języku fidżyjskim ‚życie’, które brzmi w naszych uszach do dziś).
I tę stronę kraju chcieliśmy przede wszystkim poznać.

Dlatego też udaliśmy się do jednej z fidżyjskich wiosek…

 

Sevusevu, czyli wódz wioski jest najważniejszy.

W każdej fidżyjskiej wiosce najważniejszą osobą jest wódz (chief), który decyduje o wszystkim co dzieje się w jego wsi. Bez jego zgody nie można zbudować nowego domu, wziąć ślubu czy zatrudnić w szkole nowego nauczyciela. Jego zgoda jest też niezbędna w przypadku, gdy chcemy taką wioskę odwiedzić.
Gdy już przekroczy się bramę, pierwsze co należy zrobić to udać się do jego chaty z sevusevu, drobnym podarunkiem w postaci korzeni kavy, owoców lub (w odleglejszych wioskach) zębów wieloryba. Sevusevu wyraża szacunek i jednocześnie prośbę o zaakceptowanie naszej obecności w jego wsi.  Cały proces składania podarunku rządzi się również własnymi prawami. Przed wejściem do domu należy ściągnąć buty, okulary i torbę, głowa zawsze musi być niżej, niż głowa wodza, kobiety powinny mieć ubrane sulu (chustę-spódnicę zakrywającą ciało), a nogi podczas siedzenia muszą być skrzyżowane.

 

Ceremonia kavy, czyli witamy cię serdecznie w naszych skromnych progach.

Ceremonia picia kavy jest bardzo ważna w kulturze Fidżi. Szef wita przybyszów niezmiennym od lat rytuałem, który ma za zadanie wprowadzić w życie wioski. W wielkiej misie tanoa, z wyrzeźbionym herbem lub nazwiskiem rodziny, przygotowywany jest napój, który niczym nie przypomina naszej kawy. Przyrządzanie napoju jest proste – worek z proszkiem powstałym z korzeni waka wsypuje się na starą szmatę, którą następnie zalewa się wodą. Materiał nasiąka aromatem, a całość wyciskana jest do misy. Siła napoju zależy od proporcji woda-korzenia, im mniej wody, tym napój mocniejszy.
Mulista ciecz wlewana jest do połówki kokosa bilo i podawana każdemu z obecnych w chacie. Kavę piję się na siedząco, w kole, z twarzą zwróconą do szefa wioski. Przed wypiciem należy klasnąć w dłonie i krzyknąć „Bula!” , a po wypiciu oklaskać kolejne trzy razy. W bardziej restrykcyjnych wioskach uważa się, że kobieta powinna siedzieć poza okręgiem, a przekraczanie misy jest oznaką braku kultury. Kava ma działanie usypiające, a jedynym efektem ubocznym jest ‚mrowienie’ na języku.
Po ceremonii jesteśmy już gotowi by poznać mieszkańców wioski.

IMG_1122 IMG_1128

 

W fidżyjskiej burze

Bura to  tradycyjny dom zrobiony z drewna, słomy, liny, liści palmy. W burze nie ma okien, są za to niskie drzwi, jest wysoki dach i podłoga pokryta wiklinową matą. Chatka rodziny, która nas ugościła ma bardzo kolorowe wnętrze. Ściany oblepione są dyplomami, zdjęciami, plakatami i kolorowymi łańcuchami. Na starej meblościance leżą zużyte naczynia, a po kątach porozstawiane są wygodne łózka z baldachimami. Kuchnia znajduje się w osobnej burze, łazienka to wychodek niedaleko chatki, jednak przyjezdni mogą korzystać z łazienki z dostępem do bieżącej wody, którą posiada najbogatszy mieszkaniec wioski – produkujący misy tanoa. Od naszej rodziny dowiadujemy się, że wyprodukowanie takowej kosztuje u niego 800 fidżyjskich dolarów (1600 zł), a każda z  rodzin posiada przynajmniej jedną.
W burze często dochodzi do pożarów (podczas gotowania) oraz podtopień (podczas obfitych deszczów w porze mokrej). W chacie nie ma prądu. Wieczorami miejsce oświetlane jest latarką lub świecami. Domek jest skromny, ale posiada wszystko, czego potrzebują. Widać, że są bardzo szczęśliwi.

IMG_1137 IMG_1150 IMG_1179 IMG_1257 IMG_1263 IMG_1453IMG_1281 IMG_1277

 

Życie wioski

Mężczyźni potrafią pić kavę cały dzień. Jeżeli akurat nie mają nic do roboty to od rana do wieczora gawędzą przy misie sporządzając coraz to mocniejsze napary. Siedzimy z nimi i rozmawiamy. O wszystkim i o niczym. Język angielski jest tutaj na porządku dziennym (dawne kolonie brytyjskie), więc nie ma większych problemów z komunikacją.

W Navala mieszka około 800 osób. Wioska posiada jedną szkołę, w której uczy 8 nauczycieli oraz jeden kościół, do którego przyjeżdżają misjonarze ze wszystkich stron świata. Zarówno nauczyciele jak i księża mieszkają w osobnej części wsi. Ludzie doprowadzają wodę ze studni i pobliskiej rzeki. Navala jest samowystarczalna – w ogrodach uprawia się warzywa, owoce, hoduje się kury i krowy. O poranku mężczyźni na koniach wyruszają na łowy po dziczyznę, inni wędrują na pobliski most by łowić ryby.

Najważniejszym dniem tygodnia jest sobota, kiedy to wszystkie kobiety udają się na pobliski targ do miejscowości Ba, oraz niedziela, dla mieszkańców – Dzień Boży. Katolicyzm jest ważna częścią ich życia. Najhuczniej świętują dni religijne, festiwale oraz śluby, na które zaprasza się całą wioskę. Już kilka miesięcy przed weselem kobiety szyją sukienkę ślubną, produkują biżuterię i przygotowują ucztę.

Przed domami wiszą ubrania, kobiety robią pranie a na ganku suszą się korzenia kavy. Cała wioska zaprojektowana jest na planie krzyża, więc poruszanie się jest proste i przyjemne.

IMG_1422 Bez nazwy-1 IMG_1198 IMG_1411 Bez nazwy-2 Bez nazwy-3 IMG_1373 IMG_1163 IMG_1188 IMG_1186 Bez nazwy-7 IMG_1431 IMG_1448 IMG_1206 IMG_1145IMG_1246 IMG_1213

 

Nasz czas w wiosce

Podczas naszej wizyty ani przez chwilę nie czuliśmy się skrępowani, czy zawstydzeni. Już po czwartej czarce kavy rozmawialiśmy z mieszkańcami jak ze starymi znajomymi. Odwiedziliśmy pobliskie boisko, na którym chłopaki grały w rugby, bawiliśmy się z dzieciakami, pukaliśmy do bure sąsiadów, przyglądaliśmy się życiu wioski. Kobiety zaprosiły mnie do kuchni, pokazały miejsce, w którym spędzają większość dnia, a na koniec podały mi przepis na makaron z mleczkiem kokosowym w liściach taro. Rostek dyskutował ze szwagrami o podatkach, sporcie, polityce i alkoholu.
Coś w tej kavie musiało być, bo koło godziny 20, wszystkich zmorzył sen.
Następnego ranka zjedliśmy wspólnie śniadanie, pożegnaliśmy rodzinę, złapaliśmy poranny autobus i z grupą przekupek udaliśmy się do miasta.

IMG_1175 IMG_1167 IMG_1169 Bez nazwy-5 IMG_1360 IMG_1303 IMG_1380 Bez nazwy-8 IMG_1179 IMG_1236 IMG_1132 Bez nazwy-6

 

 

 



Także warto przeczytać...

3 Comments

  • Reply Adrian Stachelek 6 kwietnia 2016 at 4:33 am

    Świetny artykuł i cudowne miejsce ! Az chce sie jechac

  • Reply Magda 10 kwietnia 2016 at 2:05 am

    Gdzie w Navala można nocować? I ile kosztuje ta przyjemność? Napiszcie też czy ciężko było dostać się tam z Nasi. Dzięki!

    • Reply Świat według Rostków 10 kwietnia 2016 at 3:37 am

      Z Nadi wystarczy wsiąść w lokalny bus do miasta Ba, a stamtąd raz na jakiś czas odjeżdżają busy w stronę gór i właśnie w stronę Navali (2,85 FJD w jedną stronę) :) W Ba warto być koło godziny 12, potem może być problem z dojazdem.

      Jeżeli chodzi o nocleg to nas „wyhaczył” pan na przystanku autobusowym i spytał czy chcielibyśmy nocować u niego w domu. Jest to najlepszy sposób, bo w wiosce wita Cię rodzina, a nie pani sekretarka z biletem wstępu, jest chociaż trochę bardziej autentycznie :)
      My płaciliśmy rodzinie 40 FJD/osoba i w tym mieliśmy nocleg, wypasioną kolację, śniadanie i mini-lunch :)

    Odpowiedz na „Adrian StachelekCancel Reply

    Current ye@r *