Dobra, ręce do góry Ci, którzy marzą o dalekich podróżach, ale boją się zrobić pierwszy krok? No dalej, wiemy, że tu jesteście!
Przed wyruszeniem w podróż dookoła świata rodzina i znajomi atakowali nas pytaniami: ale jak to?! A i w trakcie naszej wyprawy dostawaliśmy sporo maili i wiadomości od osób, które chcą wyjechać, ale….
No właśnie… to przeklęte „ALE”, potrafi znacząco stłumić nasze marzenia.
Ruszyłbym w długą podróż ALE nie mam pieniędzy.
Zmieniłbym pracę na lepszą ALE może lepiej nie ryzykować?
Nauczyłbym się tańczyć salsę ALE chyba nie mam zbytnio wyczucia rytmu.
Podszkoliłabym się w języku hiszpańskim ALE nie mam czasu.
Wymówki…. ciągłe wymówki. A przecież większość ludzi, która ruszyła w podróż, nauczyła się tańczyć lub zmieniła pracę była kiedyś w tym samym miejscu co Ty.
Blogerzy podróżniczy są chyba najlepszym przykładem na to, że jak się czegoś bardzo chce, to można! Ba, że nawet trzeba! Jak nie teraz, to kiedy? „Pod koniec życia będziesz bardziej żałować tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś” – brzmi banalnie? Możliwe.
Ale zastanów się ile razy sprawdziło się to w Twoim wypadku.
Porozmawialiśmy z ponad 20 osobami. Wszystkie miały tylko jeden cel: podróż w świat, przed siebie, w nieznane.
I wiecie co? Większość z nich nie napadła na bank, nie odziedziczyła spadku po cioci z Ameryki i nie urodziła się w bogatej rodzinie. Co więcej: większość z nich miała stabilną pracę, kredyt, mieszkanie. A mimo wszystko pewnego dnia zamknęli drzwi, ubrali plecaki, wsiedli na rowery, do pociągu, autobusu, samolotu, stanęli na wylotówce z kciukiem wyciągniętym ku górze i… ruszyli! Spełniając tym samym jedno ze swoich największych marzeń.
I wiesz co? Zdradzę Ci sekret. TY TEŻ MOŻESZ!!
Post: ” Jak rodzą się marzenia i jak je zrealizować ” jest pierwszym z trzech. Mamy nadzieję, że zainspirują Cię do spełnienia SWOICH marzeń. I nie traktuj go dosłownie! Przecież nikt nie każde Ci rzucić pracy albo wyjechać na deskorolce do Afryki. Zastanów się czego chcesz od życia i dowiedz się jak możesz to osiągnąć.
A potem po prostu to zrób.
__________________________________________________
A z kim rozmawiamy? Z inspirującymi ludźmi, których mimo, że nie znamy osobiście, to każdego dnia podziwiamy.
No bo jak tu nie podziwiać samotnie podróżujących kobiet: Julii z bloga Legal Alien, która swoją samotną podróż rozpoczęła 10 miesięcy temu w Meksyku, a za cel obrała sobie dojazd do Rio de Janeiro i Martiny, która postanowiła sobie zrobić przerwę w życiu i ruszyć jedynie z bagażem podręcznym w 6-miesięczną wyprawę.
Jak nie kibicować zakręconym parą, które podobnie jak my ruszyły w kierunku swoich marzeń: Ani i Czarkowi z DC Adventures, którzy swoją przygodę rozpoczęli w marcu 2015 , spędzając ponad rok w Azji, Australi i Nowej zelandii, podróżując autobusami, pociągami, rowerami i starym Mercedesem-Benzi, a obecnie nadają z Ameryki Południowej. Kindze,która wzięła urlop dziekański na studiach i razem ze swoim chłopakiem przez pół roku odkrywała uroki Azji Południowo-Wschodniej. Gosi i Mariuszowi z Habli Babli, którą swoją roczną podróż dookoła świata uwiecznili w niesamowitych artykułach i na pięknych zdjęciach. Let’s get lost, którzy od 2015 roku zdążyli odwiedzić Rosję, Indie, Azję Południowo-Wschodnią, Kanadę, a obecnie podróżują po Kostaryce. Zakręconemu Pawłowi i Gosi, którzy są obecnie w swojej podróży poślubnej trwającej już 7 miesięcy. Oldze i Marcinowi, którzy rozpoczęli swoją przygodę autostopem z Polski i przez Czechy, Austrię, Węgry, Rumunię, Turcję, Gruzję ,Armenię i Iran dotarli do Indii i Nepalu, a obecnie odkrywają uroki Azji Południowo-Wschodniej. Tomkowi i Jusi, którzy opanowali niskobudżetowo Azję. Ani i Rafałowi, którzy w 2013 postanowili zrobić sobie orientalny rok, Radkowi i Patrycji, którzy swoje przygody uwieczniają pięknymi ujęciami z drona oraz Karolinie i Bartkowi, w ich niekończącej się podróży poślubnej przez Amerykę Południową i resztę świata…
Jak nie przecierać oczów ze zdumienia, kiedy słyszy się o ludziach, którzy przejechali kawał świata rowerem: Darii i Marcinowi z bloga Namiot nasz dom, którzy w 2013 ruszyli w rowerową podróż przez Azję, Australię i Amerykę Południową, Ani i Rafałowi, którzy do Polski postanowili wrócić na dwukołowcu przez Azję Środkową oraz Szymonowi i Ani, którzy każdego dnia zadziwiają cudownymi zdjęciami z miejsc, które odwiedzili na swoim rowerze.
Jak nie gratulować gigantycznej pasji Zuzi i Antkowi, weterynarzom z Vets Away, którzy swoją przygodę zaczęli na praktykach w klinice w Pradze i Cyprze, następnie wylądowali w Melbourne, zakupili vana i pół roku odkrywali uroki Australii, gdzie obserwowali niesamowite zwierzęta i nauczyli się surfować.
Jak można nie chcieć iść na piwo z zakręconą grupą bloga Przez Kontynenty, którzy większość swojej podróży przejechali na stopa w 14 miesięcy, objeżdżając świat dookoła.
Jak mogą nie zainspirować blogi, które spakowały wszystko i wyruszyły na koniec świata by zarobić na swoje dalsze marzenia: Agata i Olgierd z bloga STO historii którzy po podróży przez Rosję, Mongolię, Chiny i Tajlandię wylądowali w Nowej Zelandii na rocznej wizie pracowniczej i blogują z końca świata. Zosi i Rubenowi z Everyday Routes, którzy od kwietnia 2015 roku podróżują po Kanadzie i Stanach, pracują zdalnie, a ich obecne mieszkania to te z AirBnb oraz Magdzie z bloga Career Break, która swoją wyprawę rozpoczęła w Australii i okrążyła świat odwiedzając Nową Zelandię, Azję Południowo-Wschodnią, Chiny, Mongolię, Rosję, Amerykę Południową, Nepal, Indie i z powrotem wylądowała w krainie Oz, w której obecnie mieszka.
Jak można nie inspirować się ludźmi, którzy odważyli się spełnić swoje marzenia?
Zatem… porozmawiajmy!
________________________________________________________________
Dlaczego w ogóle postanowiliście wyruszyć w tak długą podróż? Skąd ten pomysł? Co zainspirowało Was do podjęcia tak ważne decyzji?
Gosia i Paweł: „Bo to gdzieś w nas od zawsze siedziało i dopominało się o swoje. Już zanim się poznaliśmy podróż wisiała w powietrzu. Paweł chciał zaraz po obronie wrócić do Nowego Jorku a ja chciałam skończyć podyplomówkę i podszkolić się jeszcze za oceanem. Ale tak się jakoś złożyło, że po 16 latach ponownie się spotkaliśmy (byliśmy w tej samej klasie 1-3 w szkole podstawowej!) i zaiskrzyło. A zaraz potem trafiła się nowa praca, większe wyzwania, projekty i tak trochę daliśmy się wciągnąć w stabilizację. Dobrze nam się układało, mieszkaliśmy w fajnym miejscu, do pracy mieliśmy praktycznie rzut kamieniem (a w Warszawie to przecież luksus), jeździliśmy na wakacje i na snowboard w Alpy, poza pracą mieliśmy własne pasje, które realizowaliśmy. Ktoś z boku by powiedział, że idealnie, ale nam czegoś brakowało. Urlopy były za krótkie, codzienność nie aż tak ekscytująca, nawet mimo bogatego życia towarzyskiego i popracowych aktywności, które sobie wymyślaliśmy. Wiedzieliśmy jedno: nie chcieliśmy żeby nasze życie wyglądało już zawsze tak samo i toczyło się pomiędzy domem a pracą. Aż w końcu coś w nas pękło. Czuliśmy głód wyzwania, potrzebę zmiany, chęć zobaczenia tego co nam nieznane. Chcieliśmy czegoś nowego, wielkich przygód, wyzwań, szaleństwa. Chyba musieliśmy bardzo tego chcieć bo teraz właśnie to wszystko mamy Jak widać nie była to prosta decyzja a raczej proces. W zasadzie decyzję w sercu podjęliśmy już z jakieś 2 lata przed wyjazdem, ale brakowało tego ostatecznego impulsu. Ale był moment przełomowy. Na nasz ślub przyjechała nasza przyjaciółka z Nowego Jorku, która rzuciła pracę i w tamtym momencie była już jakieś 9 miesięcy w podróży. Zatrzymała się u nas na 2 tygodnie i dużo nam opowiadała. I to chyba było właśnie to, taki namacalny dowód że się da, że można. I tym sposobem po ślubie już wiedzieliśmy, że jedziemy.”
Kinga: „Ja pierwszy raz o tego typu podróży marzyłam jako dziecko czytając „Tomka w krainie kangurów” i inne tego typu książki. Na studiach zaczęłam chodzić na prelekcje podróżnicze i stwierdziłam, że też kiedyś chcę pojechać w te wszystkie wspaniałe miejsca. Kiedy zaczęłam spotykać się z Damianem, coraz częściej poruszaliśmy temat wspólnej wyprawy. Na szczęście on też chciał wyjechać na dłużej z Polski i poznać świat, inne kultury, ciekawych ludzi.”
Julia: „Z kolei ja zawsze miałam problemy z usiedzeniem na tyłku. Jak tylko zdałam maturę, wyjechałam na studia do Hiszpanii, potem na wymianę do Maroka i do Belgii. Kolejne studia skończyłam w Austrii, po czym zamieszkałam jeszcze w Egipcie i w Indiach. Kiedy tylko mogłam, i miałam choć odrobinę kasy, jechałam (sama!) gdzieś daleko: Jemen, Nepal, Gruzja, Mołdawia, itp. Zawsze były to jednak krótsze, miesięczne wyjazdy, z jasno określoną datą powrotu. Podróż wielomiesięczna, która nie wiadomo kiedy się skończy, zawsze była moim marzeniem, ale zawsze też coś stało na przeszkodzie. A to studia. A to praca. A to nie ma kasy. A to jeden czy drugi koleś grozi rozstaniem, jeśli sama wyjadę na długo. W końcu jednak nadarzyła się okazja: uzbierałam pieniądze i okazało się, że nie mam przez dłuższy czas nic istotnego do roboty ani nikogo, któ mógłby mi przeszkodzić. Kupiłam zatem bilet w jedną stronę do Meksyku i wio.”
Ania i Czarek: „My długo słuchaliśmy historii innych ludzi o tym, że rzucili wszystko, wyjechali, a teraz są szczęśliwsi. Wcześniej dużo podróżowaliśmy po Europie, jeszcze nawet jak się nie znaliśmy. Ciągnęło nas gdzieś dalej, coraz dalej. Stwierdziliśmy, że zwykłe, kilkunastodniowe urlopy to dla nas za mało. Nie mieliśmy szansy nacieszyć się danym miejscem, bo już trzeba było wracać. Chcieliśmy to zmienić. Nic nas nie trzymało w kraju, jedynie praca i rodzina. Kariera nie ucieknie, a z rodziną mamy stały kontakt. Stwierdziliśmy, że jak nie teraz, to kiedy?”
Jusia i Tomek: „U nas było tak, że zanim się poznaliśmy, nasze doświadczenia podróżnicze były bardzo różne. O ile Tomek pochodzi z rodziny “podróżującej” – dziadek, jako lekarz i żeglarz zwiedził większość krajów na świecie, tato dorastał i kończył szkołę w Libii, Jusia do 18 roku życia najdalej dojechała z rodzicami w polskie góry. Mimo różnicy na “starcie”, w momencie spotkania mieliśmy juz odhaczonych parę samodzielnych wyjazdów. Razem wybraliśmy się na tripa po Serbii i Rumunii i okazało się, że pasujemy do siebie nie tylko pod kątem stylu podróżowania. Na naszą ostatnią, najdłuższą, bo sześciomiesięczną podróż, postanowiliśmy wyjechać jak tylko się obronimy i opuścimy mury uczelni. Wcześniej byliśmy w stanie pozwolić sobie jedynie na 1-2 miesiące podróży, co okazało się dla nas niewystarczające.”
Ania i Rafał: „My przed podróżą oboje pracowaliśmy na etatach a podróże, które odbywaliśmy zawsze pozostawiły za sobą niedosyt. Każdą wolną chwilę, urlop czy długie weekendy wykorzystywaliśmy na wyjazdy, z czasem stało to się chyba naszą małą obsesją :). Pewnego dnia usiedliśmy i w jednej chwili zdecydowaliśmy – JEDZIEMY! Nie wiedzieliśmy jeszcze kiedy, gdzie i po co ale zrodziło się marzenie. Od tamtej chwili każdego dnia ta myśl, że wyjeżdżamy (nie ważne, że nie wiedzieliśmy kiedy i że kasy było mało) dodawała nam skrzydeł i powera do działania. Każdy dzień zbliżał nas do celu”
Magda: „Po kilku latach mieszkania w Australii chcieliśmy przenieść się do Europy, i wymyśliliśmy, że przy okazji przeprowadzki pojedziemy sobie na dłuższe wakacje. Zawsze marzyłam o tym, by móc pojechać gdzieś na dłużej, bez większego planu, bez biletu powrotnego, żeby odpocząć i zobaczyć trochę świata.”
Olga: „W mojej głowie pomysł zaczął się klarować wiele lat temu, gdy czytałam „Prowadził nas los” Kingi Choszcz. Jeśli im udało się wyjechać w taką podróż w latach dziewiećdziesiątych i to autostopem, to dlaczego dziś miałoby się nie udać? Dopiero wtedy dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak jachtostop, a dziś wiem, że muszę tego spróbować.” Marcin: ” U mnie to była proza życia, która przestała mi odpowiadać. Pobudka rano, droga z pracy i z powrotem, przestały być interesujące. Chęć rozwoju siebie – nigdy nie uważałem się za osobę odważną, przebojową, zdolną do osiągnięcia wielkich celów. W takiej podróży codziennie się zmagasz sam ze sobą, to hartuje ducha.”
Marta i Tomek: „U nas temat dłuższej podroży pojawił się w naszych rozmowach kilka miesięcy po tym, jak zaczęliśmy być ze sobą. Już wtedy wiedzieliśmy, że chcemy zmienić coś w naszym życiu. Mieliśmy ogromną potrzebę bycia ze sobą więcej niż 3 godziny dziennie po pracy oraz w weekendy. Jednak nasz pomysł na dużą podroż spychaliśmy do sfery marzeń, czegoś abstrakcyjnego, dalekiego i mało osiągalnego. W głowie kłębiły się same przeciwności. Z czasem to nasze podróżnicze fantazjowanie nabierało podczas wielu rozmów w miarę realnych kształtów. Marzenie dojrzewało w nas stosunkowo krótko, bo jedynie kilka miesięcy. Jednym z kamieni milowych w procesie decyzyjnym było spotkanie z Asią i Bartkiem (znajomymi Tomka, a teraz wspólnymi), którzy odbyli kilkumiesięczną podroż po Azji i Ameryce Południowej. Wtedy dotarło do nas, że to możliwe, że taki wyjazd możemy sobie zorganizować również my. Któregoś dnia postanowiliśmy, że z okazji Nowego Roku weźmiemy kilka dni wolnego i przesiedzimy ten czas w domu, czytając o podróżach od rana do wieczora. To właśnie wtedy powiedzieliśmy „zróbmy to!”. Później poszło już jak z płatka, ponieważ życie ułatwiło nam wiele kwestii.”
Ania i Szymon: „Pomysł o długich podróżach siedział w naszych głowach od bardzo dawna. Nawet wtedy, gdy nie znaliśmy jeszcze siebie nawzajem. Był on jednak niedojrzały, przez co wydawał się nieosiągalny. Podróżowaliśmy tak naprawdę od zawsze. Najpierw były to wycieczki z rodzicami, wypady za miasto, czy z przyjaciółmi w góry. Później były już wspólne, dłuższe, nawet kilkutygodniowe wyjazdy rowerowe. Jednak zawsze trzeba było wrócić, bo terminy, zobowiązania, rachunki, praca, dom. Ciągle coś musieliśmy zrobić, goniliśmy się z czasem, aż pewnego dnia Ania rzuciła niewinne zdanie: „A gdybyśmy tak wyjechali, ale tym razem na dłużej, bez daty końcowej?” I to wystarczyło. Zacząłem intensywnie myśleć, a w mojej głowie toczyła się istna wojna poukładanego, rzeczowego sieciowca ze spontanicznym miłośnikiem przygody. I pewnie gdyby Ania nie odważyła się powiedzieć głośno o tym, co tak naprawdę oboje pragnęliśmy, ale baliśmy jednocześnie, to dalej tkwilibyśmy w codziennej rutynie. Czuliśmy, że potrzebujemy zmiany i że to właśnie teraz jest ten odpowiedni czas, aby to zrobić.”
Karolina i Bartek: „Taka długa podróż od zawsze chodziła nam po głowie, bo 2/3-tygodniowe wakacje zawsze były niewystarczające. Zawsze jednak było coś ważniejszego: studia, praca, ważniejsze wydatki. Wiedzieliśmy jednak, że kiedyś musimy to zrobić i lepiej wcześniej niż później. Bo powodów, dlaczego mielibyśmy nie wyjechać zawsze znajdzie się sporo. Latem 2014 roku, pijąc piwo nad rzeką przy naszym wrocławskim domu, postanowiliśmy: jesienią 2015 roku wyjeżdżamy. Potem powiedzieliśmy o tym rodzinie i znajomym (pisaliśmy więcej tutaj: http://tropimyprzygody.pl/2015/05/01/jak-powiedziec-bliskim-zewyjezdzasz-w-podroz-dookola-swiata/)”
Julia: „Podróż dookoła świata była moim marzeniem od kilku lat. Na początku traktowałam je jednak, jako coś niemożliwego – coś, o czym się marzy całe życie, ale się tego nie robi, bo przecież to takie szalone! Nie dopuszczałam nawet myśli do głowy, że to mogłoby się wydarzyć naprawdę. Tym bardziej, że w Polsce miałam wszystko, czego potrzebowałam do wygodnego życia. To mnie jednak nie przekonało. Zrobiłam krok w kierunku mojego marzenia i wyjechałam na miesiąc z plecakiem do Tajlandii, Malezji i Singapuru. Wróciłam zadowolona, myśl zaspokojona uciekła, żeby za jakiś czas wrócić i powiedzieć „mało”. Uzbierałam, więc trochę urlopu i poleciałam do Wietnamu, potem do USA i nic. Wciąż to samo, moja głowa w chmurach i myśli krążące wokół… A gdyby tak wyjechać na dłużej? Zrobić sobie przerwę od swojego życia i spełnić swoje marzenia?”
Daria i Marcin: „Hmmm…Co nas tak naprawdę skłoniło do takiej decyzji, żeby zwolnić się z pracy, porzucić wygodę, fajne mieszkanko i ruszyć przed siebie, nie dość , że rowerami to jeszcze w takie biedne kraje jak m.in. Laos, Kambodża gdzie nie dość, że nie ma podstawowych warunków do życia dla europejczyka, to jeszcze klimat i nędza daje ostro w kość? Zawsze nas nosiło, nie mogliśmy spokojnie siedzieć w domu przed telewizorem, spać wygodnie w łóżku, jeść niedzielne obiadki, albo weekendy spędzać w markecie) Czytając masę książek podróżniczych, zawsze chcieliśmy to zrobić-ruszyć przed siebie i sprawić, żeby nasze życie nie było szare, a miało wszystkie kolory tęczy.”
Zosia i Ruben: „Dalekie i długie podróże zawsze były naszym marzeniem. Gdy Ruben znalazł program IEC (program umożliwiający legalną pracę w Kanadziew uproszczeniu kanadyjski odpowiednik amerykańskiego work & travel) nie wahaliśmy się ani chwili i zaaplikowaliśmy. Chcieliśmy wyjechać na rok, pracować i w międzyczasie trochę podróżować po Kanadzie. Od decyzji, aplikacji do programu, do wyjazdu minęło półtorej roku. W międzyczasie podjęliśmy decyzję, że zaryzykujemy i zamiast szukać etatu na miejscu, będziemy szukać pracy jako freelancerzy, co pozwoli nam na większą swobodę w podróżowaniu.”
Był to jakiś przełomowy moment w Waszym życiu?
Daria: „Jako pielęgniarka, ostatnie miesiące przed wyprawa przepracowałam w szpitalu onkologicznym na oddziale chemioterapii. Już na samą myśl większości was dreszcz przechodzi po plecach. Oddział niezbyt optymistyczny, pełen ludzkich tragedii i łez. Tam, uświadomiłam sobie wiele rzeczy, skłoniło mnie to do refleksji i wielu przemyśleń gdy niejednokrotnie obserwowałam śmierć młodych ludzi . Jedną z nich była świadomość przemijania życia, z dnia na dzień życie zanika, a gdy pojawi się choroba, zanika jeszcze szybciej aż nagle ustaje..o wiele za szybko… i nas także może to dotyczyć”
Radek i Patrycja: „My natomiast od dłuższego czasu pracowaliśmy online. Często przed głowę przechodziły nam myśli typu – a czemu by nie robić tego samego tylko z egzotycznego miejsca na ziemi? Rozpoczęło się ściągnięciem wszystkich odcinków „Boso przez świat”, a decyzję o wyjeździe podjęliśmy pijąc dużą ilość alkoholu za kioskiem Ruchu w przerwie koncertu Zeusa i Bisza. Nie byliśmy trzeźwi, ale pamiętajmy, że alkohol to źródło prawdy! Wiedzieliśmy więc, że tego chcemy. Dlaczego tego chcieliśmy? Potrzebowaliśmy wyzwań i adrenaliny, których w Łodzi (Eudezet pozdrawiamy!) na tamten moment nam brakowało”
Zuzia i Antek: „Marzył nam się surf trip… A Australia jest bardzo surferskim kierunkiem. Dodatkowo od 2014 roku Polacy mogą ubiegać się o wizy Work&Holiday. W lutym 2015 skończyliśmy prawie sześcioletnie studia weterynaryjne i mieliśmy wszystkiego dość. Oboje czuliśmy, że potrzebujemy konkretnego resetu zanim zaczniemy pracę w zawodzie. Surf trip brzmiał idealnie. Oderwanie od rzeczywistości, naładowanie baterii, kontakt z naturą, oceanem, plaża, słońce. Uznaliśmy, że moment jest idealny i że jak nie zrobimy tego teraz, to już może się to nigdy nie udać, a jest to niewątpliwie naszym wspólnym, ogromnym marzeniem! Czy miał to być jakiś przełom? Chyba nie… Chcieliśmy się wyszaleć przed podjęciem poważnej, stresującej pracy w weterynarii i pogodzić z myślą, że zaraz trzeba na poważnie wejść w dorosłe życie.”
Ania i Rafał: „Na pewno nie szukaliśmy przełomu w życiu. Mieliśmy dość wygodne życie w Warszawie, każde z nas spełniało się zawodowo, ale jak nam jak jest dobrze to też szukamy czegoś więcej. O wszystkim zadecydował długi majowy weekend, który wyjątkowo spędziliśmy w domu z dochodzącą do siebie po chorobie. Można śmiało powiedzieć, że natchnęli nas inni blogerzy podróżniczy, którym okładkowy temat poświęcił Traveler. Tytuł wołał „podróż dookoła świata nie musi być droga”, a podróżujące, dziś możemy powiedzieć, gwiazdy polskiej blogosfery podróżniczej, jak „Byle dalej”, „Z 2 strony”, czy też „Paczki w podróży” podliczały swoje wydatki i inspirowały przeżytymi przygodami. Akurat szykowaliśmy się do ślubu, mogliśmy odłożyć na trochę plany powiększania rodziny, więc czuliśmy, że to jest ten moment, może nie „teraz albo nigdy”, ale z pewnością „łatwiej już nie będzie”.”
Przez kontynenty: „Ja nie myślałem o podróży jako przełomie. Raczej uważałem, że jest dobry moment, bo jestem jeszcze na studiach i nie mam zbyt wielu zobowiązań, a nie wiadomo jak się później życie potoczy. Dlatego uważałem, że nie ma na co czekać, tylko trzeba spełniać swoje marzenia teraz. Jeśli chodzi o inspirację, to wcześniej zdarzało mi się krótki wyjazd w Europie czy sporadycznie w Azji. Po każdym z nich czułem niedosyt. W dodatku na każdym z nich spotykałem ludzi, którzy byli w trakcie takich długich podróży i ich opowieści wzbudzały we mnie zazdrość.”
Mieliście jakieś obawy? Co było najbardziej problematyczną częścią planowania takiej wyprawy? No i ile czasu minęło od marzenia do realizacji?
Kinga: „Pewnie, że trochę się baliśmy. Że zachorujemy, okradną nas albo stanie się coś złego. Jednak blogi podróżnicze i relacje znajomych podróżników dodały nam otuchy. Poza tym mieliśmy siebie nawzajem, więc wiedzieliśmy, że wszystko będzie dobrze. Bilety do Bangkoku kupiliśmy w styczniu 2014, wyruszyliśmy w październiku tego samego roku.”
Gosia i Paweł: „Oczywiście obaw było wiele. Na początku takie egzystencjalne, że zamiast się cieszyć z tego co mamy to sobie wymyśliliśmy życie na walizce. Albo, że już jesteśmy po 30-ce i to chyba bardziej czas na stabilizację i rodzinę niż totalną tego odwrotność Ale wiedzieliśmy, że jak nie teraz to nigdy i wtedy będziemy żałować do końca życia. Obawy dotyczące już samej wyprawy też były. Zaczynaliśmy od Azji, nigdy wcześniej tam nie byliśmy i był to trochę abstrakcyjny koncept w naszych głowach. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, czy będzie bezpiecznie, czy uda nam się dobrze przygotować. Oczywiście zastanawialiśmy się też jak wytrzymamy ze sobą 24h na dobę non stop! Baliśmy się też, że będziemy potrzebni naszym rodzinom a z racji na odległość nie będziemy mogli im pomóc. Albo, że zapomnimy dopełnić jakiejś formalności. Oprócz tego było mnóstwo stresu związanego z wyprowadzką. Musieliśmy wywieźć wszystkie rzeczy do rodziców, 200 km dalej a byliśmy już bez samochodu. Jeżeli chodzi o samo planowanie, tu akurat stresu i obaw nie było Od początku założyliśmy, że jedziemy na spontanie i będziemy decydować z dnia na dzień co dalej.”
Radek i Patrycja: „U nas minęły… 2 miesiące. Zebraliśmy wszystko do kupy, głównie harując całe dnie i noce, żeby zarobić na wydatki związane z podróżą i wyruszyliśmy. Pracowaliśmy nawet na przesiadce w Hamburgu. Lądując w Bangkoku mieliśmy na koncie skromne 3 tys. zł., czyli do następnej wypłaty. Obaw było bardzo wiele, ale nie mieliśmy czasu, aby o nich myśleć. Był kupiony bilet, był cel, była pełna koncentracja na działaniu.”
Olga: „Obaw miałam całą masę! Czy sobie poradzimy? Czy nas nie napadną? Jak zaplanować załatwianie wiz? Na co się szczepić? Jaki sprzęt będzie nam potrzebny? Ile pieniędzy będziemy potrzebować? Wiedziałam, że chcę spróbować, ale problemy spędzały mi sen z powiek. Zaczęłam marzyć o wyjeździe będąc w liceum. Nie wiedziałam kiedy, ani jak, ale wiedziałam, że wyjadę”. Marcin: „Do wyżej wymienionych dodałbym jeszcze: a co z noclegami?! Wiedziałem, że to na mnie będą ciążyły kwestie bezpieczeństwa tego wyjazdu. Ola jest lekkoduchem, więc tego typu rzeczami nie zaprzątała sobie głowy. Poza tym, jak zabezpieczyć sprzęt elektronyczny? Przecież jesteśmy w Azji w trakcie monsunu!”
Julia: ” Moje jedyne istotne obawy były natury finansowej: czy starczy mi kasy. Poza tym bałam się, że podczas tak długiej nieobecności w Polsce wydarzy się coś złego (ktoś zachoruje, np.) i będę musiała wracać (nie mając akurat za co). Trudno powiedzieć, co było najbardziej problematyczną częścią: w sumie to czysta frajda, zresztą nic specjalnie nie planowałam, szłam na żywioł. Kupiłam co prawda jakiś przewodnik na ebooku, ale nie było to podstawą obmyślania trasy.”
Ania i Czarek: „My chyba mieliśmy złe wyobrażenia co do bezpieczeństwa w Azji i poziomu rozwoju cywilizacji. Teraz się z tego śmiejemy, ale na serio myśleliśmy, że tu jest większa „dzicz”. Wzięliśmy ze sobą kompas, tabletki do uzdatniania wody, agrafki i inne różne, survivalowe rzeczy. Baliśmy się, że nas okradną. Kupiliśmy saszetki na pas, później się nie przydały i nosiliśmy je w kieszeni…Bilety do Indii kupiliśmy spontanicznie w lipcu 2014, czyli mieliśmy ok.8 miesięcy na przygotowania.”
Daria i Marcin: „Ojjjj obawialiśmy się wielu rzeczy. Wyprawę rozpoczynaliśmy od stolicy Tajlandii – Bangkoku. Nowa kultura, ludzie, zabójczy tropikalny upał… zastanawialiśmy się jak się odnajdziemy, jak się dogadamy w niezrozumiałych dla nas językach azjatyckich, gdzie będziemy spać, czy będzie bezpiecznie? i jak w takim klimacie. mamy jeździć ciężkimi, objuczonymi bagażami rowerem!?!? w telewizji bombardowano nas informacjami jaki ten świat jest niebezpieczny, nasze mamy z przerażeniem w oczach reagowaly o informacji, że planujemy jechać m. in do Kambodży… początki były trudne pod każdym względem. Najbardziej problematyczną częścią planowania wyprawy było spakowane tylko niezbędnych rzeczy w 4 sakwy rowerowe wiedząc że każdy nadprogramowy kilogram trzeba będzie z potem czoła wwieść na szczyt góry. Od zaplanowania do realizacji minął mniej więcej rok.”
Zuzia i Antek: „I u nas obaw oczywiście było sporo. Czy uda nam się dostać wizę? A co jeśli jedno dostanie, a drugie nie? Czy znajdziemy pracę? Co jeśli nie? Australia przecież jest koszmarnie droga! Jak kupić w Australii samochód? A jeśli nam się coś stanie? Jeśli któreś z nas poważnie zachoruje? Co z ubezpieczeniem? Ubezpieczenie się w Polsce na roczną podróż po Australii i Indonezji z możliwością pracy i surfingu kosztuje kilka tysięcy złotych. Pytań było wiele, ale najbardziej problematyczną częścią było poprawne wypełnienie wniosków wizowych i nie ominięcie żadnego z punktów. Był to dość stresujący proces, gdyż większą część musieliśmy wypełniać i przygotowywać będąc na Cyprze i wysyłać do rodziców do Polski, aby Oni, po dołożeniu jednej strony z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, mogli wysłać całość do Ambasady Australii w Berlinie, gdzie wnioski są rozpatrywane. Jak zwykle pomoc rodziny i przyjaciół była na wagę złota! Od samej myśli o wyjeździe do Australii do realizacji tego pomysłu, minął prawie rok.”
Karolina i Bartek: „Kupiliśmy bilety do Panamy w promocji i… już nie było odwrotu. Zaczęliśmy przygotowania. Mieliśmy na nie ponad rok, ale oczywiście najwięcej rzeczy robiliśmy tuż przed wyjazdem, bo wcześniej się nie złożyło… Zakupy sprzętu, konta w bankach – wszystko załatwialiśmy w ostatnim miesiącu, przez co mieliśmy naprawdę sporo roboty. Obawialiśmy się, że nie zdążymy ze wszystkim i po części się to sprawdziło. Karty do jednego z kont przyszły dzień po naszym wylocie.”
Ania i Szymon: „Hmm…Ciężko powiedzieć, co było najbardziej problematyczną częścią. Chyba tuż przed samą podróżą normalne jest, że w głowie kłębi się tysiące pytań i wątpliwości. Jednak chyba kwestia zabezpieczenia finansowego najbardziej spędzała mi sen z powiek. Bo przecież oboje rzuciliśmy pracę i nie mieliśmy żadnych innych stałych dochodów.”
Martina: „Osobiście miałam tysiące obaw… a co jeśli będę płakała całą drogę? Jeśli nie odnajdę się sama w podróży? Przecież nigdy nie podróżowałam sama! A co jeśli mnie okradną? Zabiją? Zgwałcą? Kto mnie obroni na końcu świata? Przecież ja nawet słoika nie potrafię odkręcić! Jak ja sobie poradzę!?”
Ania i Rafał: „I my mieliśmy całe mnóstwo obaw, nie podróżowaliśmy wcześniej ani z namiotem, ani tak długo, ani tak bardzo bez planu, co w pewien sposób wymusza wielomiesięczna podróż. Nie mieliśmy wiele czasu od pomysłu do realizacji. Zaczęliśmy szykować się w maju, ale z uwagi na nasz ślub i zaplanowaną już wcześniej trzytygodniową podróż poślubną, za szykowanie wzięliśmy się od lipca, a 9 września siedzieliśmy już w samolocie do Moskwy. Musieliśmy wyposażyć się niemal od zera, przeczytać co najmniej setki wpisów praktycznych o sprzęcie potrzebnym w podróży, złożyć wypowiedzenia, założyć bloga (to było oczywiście absolutnie kluczowe!), odnająć mieszkanie i sprzedać samochód. Przez ostatnie dwa miesiące każdą wolną chwilę poświęciliśmy tematowi zbliżającej się wyprawy!”
Magda: „U nas od pomysłu do realizacji minęło niecałe 1,5 roku. W sumie żaden etap planowania nie był problematyczny. Mniej więcej wiedziałam, gdzie chcę jechać, więc te 1,5 roku przygotowań to było tak naprawdę 1,5 roku oszczędzania.”
Marta i Tomek: ” My przed wyjazdem mieliśmy całe mnóstwo obaw. Przede wszystkim lęk wzbudzało w nas porzucenie dotychczasowego życia w stolicy. Oboje mieliśmy niezłe prace, rozwijaliśmy się zawodowo. W Warszawie widzieliśmy nasze miejsce na ziemi – ja obawiałam się rozłąki z rodziną i przyjaciółmi, dla Tomka porzucenie koncertowej pasji też wydawało się trudne. Do tego pieniądze. Skłamalibyśmy jednak, gdybyśmy powiedzieli, że na wyjazd musieliśmy specjalnie oszczędzać lub tylko na niego pracować. Nie musieliśmy, ale pieniądze zgromadzone na naszym koncie były owocem wielu lat ciężkiej pracy i względnej gospodarności. Wątpliwości związane z pieniędzmi miały inne źródło – standardowo długa podróż postrzegana jest jako fanaberia, bezsensowny wydatek, kaprys. No bo w końcu mogliśmy wziąć kredyt na mieszkanie, zainwestować na giełdzie albo chociaż założyć lokatę i cierpliwie czekać na marne procenty. Postanowiliśmy przełamać stereotypy, także w naszych własnych głowach i jednak zainwestować w siebie, zakładając, że najcenniejszą rzeczą, jaką możemy sobie zafundować są wspomnienia.”
Olgierd i Agata: „U nas od momentu podjęcia decyzji o podróży do dnia wyjazdu minęły około 2 lata, więc stopniowo oswajaliśmy siebie i bliskich z tą myślą. W planowaniu najtrudniejsze okazały się pozornie proste sprawy – ubezpieczenie i konta/karty bankowe. Wiązało się to z czytaniem od deski do deski regulaminów i drobnych druczków. No i oczywiście jakie rzeczy zabrać ze sobą, żeby z jednej strony się nie nadźwigać, a z drugiej być przygotowanym na każde warunki (no okej, prawie każde;)).”
Zosia i Ruben: „Od momentu, kiedy dowiedzieliśmy się o IEC do składania aplikacji minęło przeszło pół roku (zgłoszenia przyjmowane są raz w roku). Wylatywaliśmy prawie rok później. Najzwyczajniej nie mogliśmy się już doczekać podróży W międzyczasie zaręczyliśmy się i pobraliśmy, co na chwilkę oderwało nasze myśli od wyjazdu Najtrudniejsze było znalezienie biletu do Vancouver, w cenie, która nie pochłonie dużej części naszych oszczędności. Niestety loty do Kanady nie należą do najtańszych.”
Wiadomo, pieniądze na podróż są potrzebne. Zdradźcie nam sekret jak je zdobyliście? Napadliście na bank? Macie bogatych rodziców? A może jakieś inne czary mary?
Kinga: „Żeby zarobić na wyjazd pracowaliśmy w wakacje w Norwegii. Malowaliśmy domy wewnątrz i na zewnątrz, sprzątaliśmy, plewiliśmy ogrody. Byliśmy tam 2,5 miesiąca z inną parą znajomych (oni również polecieli później do Azji tylko na krócej). Pojechaliśmy samochodem, z Polski wzięliśmy wielkie zapasy jedzenia (kilkadziesiąt zapeklowanych słoików z mięsem). Spaliśmy pod namiotem i szukaliśmy pracy rozdając ulotki. Więcej pisze o tym na swoim blogu: http://gadulec.me/wyjazd-zarobkowy-do-norwegii-porady„
Radek i Patrycja: „Całą podróż od początku finansujemy tylko i wyłącznie własną pracą. Podziwiamy osoby, które potrafią odkładać na podróże latami, a wiemy, że większość podróżników tak robi. Uważamy, że da się poprzez oszczędność zebrać pieniążki na wyprawę, jeśli przewartościujesz swoje życie tak, że podróż będzie stała zawsze na niezwykle wysokim 2 miejscu (bo na 1 powinno stać zdrowie), lecz my się do tego nie nadajemy. W naszym przypadku, chcemy aby wszystko działo się tu i teraz, jesteśmy niecierpliwi, więc biorąc nieludzką ilość zleceń, zarobiliśmy na bilety, szczepionki, plecaki itd. w 2 miesiące – harując jak woły i marząc o śnie w samolocie”
Magda: „Uważam, że jest prosta i bardzo skuteczna metoda na oszczędzenie pieniędzy, i to nie tylko na podróże, ale na każdy inny cel – trzeba jak najwięcej zarobić, a potem jak najmniej tych pieniędzy wydać, i różnicę odłożyć. Im ta różnica większa tym szybciej oszczędzisz. Niby to taka oczywista oczywistość i każdy jeden podróżnik, którego znam tak właśnie finansuje swoje podróże, ale dla wielu osób to nadal nowość.”
Tomek i Jusia: „Skąd mamy fundusze na realizacje takich wyjazdów? Odpowiedz jest prostsza, niż scenariusze w głowach większości ludzi – zaroobiliśmy. Już podczas studiów magisterskich obydwoje pracowaliśmy i samodzielnie się utrzymywaliśmy. W tym wieku ciężko zarobić koksy, ale wspólny budżet, szukanie dodatkowych fuch i sprytne oszczędzanie dały całkiem niezłe rezultaty. W pracy pożegnaliśmy się ze wszystkimi z uśmiechem, z wynajmowanego mieszkania wynieśliśmy parę gratów i ucałowaliśmy najbliższych na dowiedzenia”
Ania i Rafał: „W naszym przypadku, na możliwość realizacji marzeń złożyło się kilka czynników. Na pewno pomoc rodziców, pod tym względem, że dzięki nim mieliśmy gdzie mieszkać. Nasze oszczędności zamiast iść na kredyt, mogły zostać oddelegowane do Azji, Australii i Nowej Zelandii, gdzie ostatecznie dotarliśmy. W sumie kilka lat pracy każdego z nas, a do tego dołożone pieniądze ze ślubnych kopert.”
Gosia i Paweł: „Pieniądze na podróż mamy z oszczędności. Ale nie takich z 3 czy 6 miesięcy, a raczej takich długotrwałych. Paweł już po liceum pierwszy raz wyjechał do pracy za granicę. Pracował rok i zarobił na studia i pierwszy samochód. Potem do pracy wyjeżdzał w każde wakacje aż do momentu kiedy zaczął etat. Pieniądze zawsze inwestował w szkołę i samochód. Przed wyjazdem sprzedał swoje ukochane autko, które zasiliło budżet, oprócz oszczędności. Ja też pierwsze pieniądze zarobiłam podczas wakacyjnej pracy w Hiszpanii, Na studiach uczyłam hiszpańskiego. Potem zaczełam pracę, ale moich lekcji nie przerwałam. MNiej więcej 3 razy w tygodniu po minimum 8 h w biurze miałam jeszcze zajęcia z moimi uczniami. I tak przez kilka ładnych lat. Na szczęście sprawiało mi to przyjemność Nie oszczędzaliśmy więc z myślą o wyjeździe. Po prostu zdecydowaliśmy, że nasze oszczędności chcemy przeznaczyć na podróż a nie na lepszy samochód czy wkład do kredytu na mieszkanie. To był nasz wybór. Jeśli zdecydowalibyśmy się na powrót, będziemy zaczynać od zera.”
Olga i Marcin: „My mieliśmy pomysł, żeby napaść na bank, ale niestety były zbyt dobrze strzeżone. Rodzice nie byli w stanie nam pomóc w sponsorowaniu wyjazdu, więc wszystko spoczęło na naszych barkach. Rodzina jest zdrowa, więc o spadku też nie było mowy. Dlatego wyjechaliśmy za granicę. Szkocja oferowała idealne warunki do oszczędzania i po 14 miesiącach byliśmy gotowi do drogi”
Ania i Rafał: „Cóż…Nie będziemy ukrywać, że ciężko jest odłożyć kasę. Odkładaliśmy 2 lata, oszczędzaliśmy bardzo no i sprzedaliśmy wszystko co wydawało nam się zbędne, razem z mieszkaniem :). Pracę porzuciliśmy a rodzina….no cóż na początku zachwyceni nie byli. To właśnie oni mieli najwięcej obaw i lęków. Myślę, że przez ten cały rok byli trochę przerażeni chociaż się nie przyznawali. Znajomi to temat rzeka, byli tacy co pewnie nie wierzyli, że to zrobimy jak i tacy co nas wspierali. W trakcie podróży byli tacy co zazdrościli i tacy co cieszyli się naszym szczęściem, a po podróży część przyjaciół została a część z nieznanych nam przyczyn przestała się do nas odzywać (tu powinniśmy wstawić bardzo zdziwiony emotikon) …taki uboczny skutek podróżowania.”
Julia: „Jestem tłumaczem, więc żyję od zlecenia do zlecenia. Tak się złożyło, że mieszkałam w bardzo tanim kraju (Egipt), a zarabiałam w bardzo dobrej walucie. Suma była niewielka jak na warunki europejskie, ale jak na warunki środkowoamerykańskie w zupełności wystarczająca na komfortową podróż. Zebranie potrzebnej sumy i dorzucenie do niej oszczędności (w sumie ok 7000 USD, które starczyło na roczną podróż, sprzęt, namiot i sześć biletów lotniczych) zajęło mi około roku.”
Olgierd i Agata: „Na pierwsze miesiące naszej podróży + przygotowania do wyjazdu oszczędzaliśmy przez dwa lata. Będąc w Nowej Zelandii przepracujemy łącznie 9 miesięcy, dzięki czemu odłożymy miliony monet (hehe!) na dalszą część wyjazdu… mamy nadzieję, że wystarczą do powrotu, który planujemy na czerwiec 2017 :D”
Antek i Zuzia: „Mieliśmy sporo szczęścia dostając pracę na Cyprze. Zarabiając w euro udało nam się odłożyć na wizę Work&Holiday i bilet w jedną stronę do Melbourne. Po przylocie pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy, po założeniu konta w banku i kupieniu karty do telefonu, było znalezienie pracy i zarabianie w dolarach australijskich! Praca fizyczna, bo początkowo zbieranie nektarynek i brzoskwiń, a potem AWANS i ich pakowanie. Długie godziny pracy, wysoka temperatura, ale jakoś się udało i pozwoliło nam to zakup samochodu i dotychczasowe utrzymanie. Prosta zasada: jeśli pracujesz w Australii to masz pieniądze.”
Martina: „Wiedziałam, ze, jeśli będę chciał czekać z wyruszeniem w podróż do czasu aż będę gotowa na to finansowo to nigdy tego nie zrobię. Miałam odłożone trochę oszczędności na czarną godzinę, które zdecydowałam zainwestować w moją podróż marzeń. Resztę potrzebnych środków zarabiałam po drodze – pracując na miejscu np., jako kelnerka. Zawodowo zajmuje się marketingiem internetowym, więc podczas podróży realizowałam także drobne zlecenia i pracowałam przez internet.”
Przez kontynenty: „Ja część oszczędziłem pracując w czasie studiów. Akurat tyle, żeby być w stanie przejechać Azję. Później miałem plan pracować w Australii i tam zarobić na dalszą podróż.”
Zosia i Ruben: „Obydwoje pracowaliśmy od kilku lat. Mieliśmy oszczędności i dodatkowo zmobilizowaliśmy się, gdy już wiedzieliśmy że zakwalifikowaliśmy się na IEC. Chcieliśmy uzbierać sumę, która pozwoli nam na zakup biletów, wynajem mieszkania i życie na pierwsze pół roku życia w Kanadzie (w razie problemów ze znalezieniem pracy). Każdego miesiąca, zaraz po wypłacie, odkładaliśmy ustaloną kwotę i to, co zostawało ekstra pod koniec miesiąca. Niczego sobie nie żałowaliśmy, po prostu nie kupowaliśmy zbędnych rzeczy takich jak wyposażenie mieszkania, czy ubrania, których wiedzieliśmy, że i tak ze sobą nie zabierzemy :)”
Ania i Czarek: „Cóż…Fajnie byłoby mieć bogatych rodziców, którzy zasponsorowaliby nam taką wycieczkę! Niestety nie należymy do tych szczęśliwców. Na całą wyprawę sami zapracowaliśmy. Ścisłe oszczędzanie zaczęło się jak kupiliśmy bilet do Indii, wcześniej mieliśmy trochę oszczędności, ale niewiele. Jak już mieliśmy wizję podróży dookoła świata, to braliśmy nadgodziny, często też pracowaliśmy w weekendy – wszystko po to, by móc podróżować jak najdłużej. Mieliśmy całkiem dobrą pracę i mieszkaliśmy zagranicą, więc na pewno łatwiej nam było odkładać na podróż.”
Karolina i Bartek: „Kasa, kasa, kasa… Nie odkryjemy Ameryki. Nie dostaliśmy spadku, nie napadliśmy na bank. Ciężko pracowaliśmy (ja wciąż od czasu do czasu pracuję freelancersko) i oszczędzaliśmy. Okazuje się, że jak odpowiednio poustawia się priorytety w głowie, można zaoszczędzić sporo pieniędzy, które wcześniej w jakiś niewidoczny sposób rozchodziły się to tu, to tam, np. na ciuchy, nadmierne wyjścia do knajpy, itp. Część swojego dobytku sprzedaliśmy. Dodatkowo, jako że jesteśmy w podróży poślubnej, oczywiste, że przed wyjazdem wzięliśmy ślub Prezenty ślubne również zasiliły budżet na podróż. (Pisaliśmy o tym więcej tutaj: http://tropimyprzygody.pl/2015/04/18/skad-wziac-pieniadze-na-podroze/ i tutaj: http://tropimyprzygody.pl/2015/05/21/jak-podroz-dookola-swiata-zmieniamyslenie/)”
Daria: „Niestety, w Polsce ciężko za zarobić na realizację takich marzeń, mój mąż 7 lat pracował w Szwecji. oczywiście, mogliśmy wybudować sobie duży dom, kupić 3 telewizory, nowoczesne auto, albo marmurowe kafelki w WC. ale nie chcieliśmy urządzać się na tym świecie, jakbyśmy mieli żyć wiecznie!! kupiliśmy małą kawalerkę, a resztę pieniędzy przeznaczyliśmy na podroż inwestując w coś czego nie zabierze nam żaden komornik – w przeżycia i wspomnienia”
Ania i Szymon: „My ustaliliśmy, że jedziemy za tyle ile udało nam się odłożyć. Nie mamy żadnych kredytów, mieszkania, ani zobowiązań, dlatego to, jak długo będziemy w drodze zależy tylko od nas i od tego jak tymi oszczędnościami będziemy gospodarzyć. Oczywiście rozważamy też opcje pracy dorywczej po drodze, ale to czas pokaże.”
Dobra, a co z pracą, mieszkaniem, kredytem?
Magda: „Pracę rzuciliśmy, mieszkanie wynajmowaliśmy, więc po prostu się wyprowadziliśmy, wcześniej sprzedając cały swój dobytek.”
Gosia i Mariusz: „Oczywiście nieraz problemem są pewne zobowiązania, przed wyjazdem w długą podróż najlepiej pozamykać większość swoich spraw. Nie ma co się za bardzo przejmować pracą, po powrocie zawsze znajduje się jeszcze ciekawszą.”
Marta i Tomek: „Kiedy na początku stycznia 2015 roku podjęliśmy wiążącą decyzję, że wyjeżdżamy, nie mieliśmy jeszcze pojęcia kiedy ruszymy w podroż. Chcieliśmy najpierw poukładać wszystkie sprawy, odczekać, pozamykać tematy, przygotować się. I nie wiadomo ile by się to ciągnęło, gdyby nie fakt, że w firmie Marty szalała akurat wielka miotła i zmiotła również ją. Zwolnienie z pracy, które w innych okolicznościach by ją zasmuciło, sprawiło, że oboje nabraliśmy wiatru w żagle. Część trudnej roboty zrobiła się sama. Dość trudnym krokiem było poinformowanie rodziny, ale obyło się bez niepotrzebnych dramatów. Myślimy, że chyba spodziewali się jakiegoś szalonego ruchu z naszej strony. Z mieszkaniem nie mieliśmy problemu, po prostu je wynajęliśmy.”
Olgierd i Agata: „Mieszkania i kredytu nie mamy, więc wszystko co posiadamy spakowaliśmy w kartony i porozdawaliśmy najbliższym na przechowanie. Najciężej było się rozstać z rodziną i przyjaciółmi, ale w czasach Facebooka i Skype utrzymujemy z nimi bardzo dobry kontakt.”
Zuzia i Antek: „Praca nie zając. Poczeka! Mamy całe życie żeby pracować, a najpierw trzeba zobaczyć trochę świata i docenić naszą kochaną Polskę, za którą często tęsknimy. Jak będzie praca i mieszkanie to pomyślimy nad rodziną A jeśli chodzi o rodzinę, która czeka stęskniona w Polsce, to mamy nadzieję, że pisząc bloga trochę im to cierpienie umilamy, a regularne rozmowy na skypie ratują życie! Póki co, filozofia rzuć wszystko i chodź podróżować się sprawdza. Najbliżsi przyjaciele, rodzina i pies mam nadzieje, że będą na nas czekać w Polsce! A tylko to się liczy.”
Karolina i Bartek: „Nie mamy kredytu, nie mamy swojego mieszkania, więc nie mamy zobowiązań finansowych w Polsce – po prostu wyprowadziliśmy się, część rzeczy sprzedaliśmy, część zostawiliśmy u rodziców. Rodzina i znajomi nas wspierali od początku przygotowań i wciąż nas wspierają – w końcu spełniamy swoje wielkie marzenie.”
Ania i Czarek: „Praca nie ucieknie. Dla chcącego nic trudnego – wrócimy i znajdziemy kolejną pracę, może nawet lepszą – jesteśmy w tej kwestii optymistami. Mieszkanie wynajmowaliśmy, kredytów na szczęście nie mamy. Z rodziną niemalże codziennie rozmawiamy na skype, piszemy do siebie. W naszym przypadku ta filozofia się sprawdza, rzuciliśmy wszystko i poszliśmy podróżować. :)”
Daria i Marcin: „Jesteśmy wielkimi. szczęściarzami bo nie mamy pętli na szyi w postaci kredytu. Nasza małą kawalerkę wynajęliśmy, złożyliśmy wypowiedzenia w pracy i pojechaliśmy. Kupno biletu do Bangkoku było postawieniem wszystkiego na jednej szali i wiedzieliśmy, że już nie ma odwrotu.”
Zosia i Ruben: „Mieszkanie wynajmowaliśmy, wystarczyło więc wypowiedzieć umowę, spakować wszystko w kartony i wywieźć na strych do rodziców. Naszych pracodawców, powiadomiliśmy na kilka miesięcy wcześniej, żeby mogli ze spokojem znaleźć nasze zastępstwo (za co byli nam później bardzo wdzięczni).”
Patrycja i Radek: „Kredyt jest i na bieżąco go spłacamy. Mieszkanie wynajęliśmy tydzień przed wyjazdem. Praca wzięta ze sobą, choć i tak zmienialiśmy w podróży ją dwukrotnie – da się! Oczywiście, że się sprawdza, jeśli tylko czujesz w sobie power! Pamiętaj, że w podróży trafi Ci się mnóstwo okazji, które dadzą Tobie zupełnie świeże możliwości. Może popracujesz w Australii, zarabiając ładną sumkę na zrywaniu owoców albo dostaniesz propozycję zakupu domku za 5 tys. zł. na tropikalnej wyspie – historia autentyczna, wyspa Mabul na Borneo. Polska Ci nie ucieknie.”
Sprawdza się filozofia rzuć wszystko i chodź podróżować?
Olga i Marcin: W naszym przypadku sprawdziło się w 100%. Nie mieliśmy własnego mieszkania ani kredytu. Sprzedaliśmy wszystko, co mogliśmy (samochód, część mebli), resztę oddaliśmy znajomym lub spakowaliśmy w kartony. Leżą gdzieś teraz w Szkocji i Polsce.
Julia: Jak najbardziej się sprawdza. Żyję tak, żeby nie mieć żadnych zobowiązań, bez przerwy przenoszę się z kraju do kraju. Nie mam mieszkania (klamoty leżą u rodziców), nie mam faceta (w każdym razie broń Boże na stałe), nie mam pracy (jeśli mam, to dorywczo), i bardzo się staram, żeby ten stan rzeczy utrzymać, bo nic nie daje mi takiej satysfakcji jak podróżowanie, a stała praca, mieszkanie, facet lub kula u nogi w postaci kredytu byłyby poważną przeszkodą.
Ania i Rafał: Odnośnie tego punktu, my akurat zachowujemy pewien dystans do takich deklaracji, że podróżowanie jest dla wszystkich i kto chce to może, więc rzucaj wszystko i wskakuj w pociąg czy samolot. Sądzimy raczej, że trzeba być świadomym swoich możliwości: albo odnośnie budżetu, albo odnośnie niedogodności jakie możemy znieść. Im bardziej jesteśmy elastyczni, wytrzymali i im mniej wymagający, tym większa szansa, że budżet nam nie przeszkodzi. My plasujemy się gdzieś po środku i ta podróż tylko nas w tym utwierdziła. Na pewno nie potrafilibyśmy podróżować średnio za 5$ dziennie, ale też z bardzo wielu rzeczy potrafiliśmy rezygnować, czego pewnie nie uświadamialiśmy sobie prowadząc wygodne życie w stolicy.
Martina: Sprzedałam większość swoich rzeczy oraz wypowiedziałam umowę wynajmu mieszkania. W moim przypadku, nie było problemu z kredytem. U mnie zdecydowanie zadziałała filozofia „rzuć wszystko i chodź podróżować”
Przez kontynenty: Pracę rzuciłem, kredytu nie miałem, mieszkałem jeszcze z rodzicami. Rodzina musiała zadowolić się przez ten ponad rok kontaktami na Skype. W moim przypadku filozofia „rzuć wszystko i choć podróżować” się jak najbardziej sprawdziła, ale zdaje sobie sprawę, że byłem na etapie, na którym nie miałem dużo rzeczy do rzucenia – tylko studia i praca, ale do studiów wróciłem, a praca nie była jedyną pracą na świecie. W dodatku rzucenie pracy wyszło mi na korzyść, bo pracę, którą znalazłem w Australii, wciąż kontynuuje zdalnie z Polski i jestem bardzo zadowolony
5 Comments
Podziwiam takich zapaleńców, gratuluję odwagi i sama próbuje odkrywać świat na trochę mniejszą skalę:)
[…] Pamiętacie ostatni wpis z serii: „Blogerzy mówią:…”? Było o spełnianiu marzeń, o pasji, o wielkiej chęci ruszenia w świat, o strachu i sposobach na znalezienie funduszy na wyprawę. W tym poście te same osoby opowiedzą jak wygląda życie w podróży, jakie są wady i zalety długich wojaży. Podzielą się momentami zwątpienia, frustracjami i pokażą, że po pewnym czasie podróż staje się normalnym życiem, do którego, oprócz wielu pozytywnych emocji, wkrada się również… rutyna. […]
Ja zaczęłam spełniać marzenia mając 31 lat. Najpierw kupiłam pierwszy w życiu własny aparat fotograficzny i odważyłam się na pierwszą samotną podróż – choć tchórz jeszcze mocno trzymał mnie za kaptur i dotarłam tylko do Trójmiasta Rok później byłam w Toskanii, później Holandia, jeszcze raz Holandia, a za miesiąc ruszam do Hiszpanii. Co prawda nie rzuciłam wszystkiego, ale spełniam te własne, skromne marzenia Zmieniam się, uczę, rozwijam. To dowód na to, że nigdy nie jest za późno i czasem warto przypomnieć sobie słowa mistrza: „Stabilizacja motylka to szpilka”.
Uwaga wszyscy:
Jestem Fiona, mój mąż grozi mi rozwodem, jeśli ośmielę się zapytać go, czy mnie zdradza. I opuścił dom na 3 lata, znalazłam kontakt z Dr Ogundele, potężnym czarodziejem, ten człowiek przywrócił mi mojego męża w ciągu 24 godzin swoimi mocami. Powiedziałem mu, że nadal będę udostępniał jego imię, ponieważ znalazłem kogoś, kto o nim mówi, zanim się z nim skontaktowałem. Jeśli potrzebujesz jakiejkolwiek pomocy, skontaktuj się z dr Ogundele na WhatsApp: +27638836445. W moim małżeństwie znów panuje pokój, dziękuję.
JESTEM Scarlett: TO JEST MOJE POŚWIADCZENIE DLA DR OGUNDELE, PRAWDZIWEGO CZARNIKA, KTÓRY PRZYWRÓCIŁ MI MĘŻA W CIĄGU 48 GODZIN SWOIM ZAKLĘCIEM MIŁOŚCI, TEN CZŁOWIEK MA ROZWIĄZANIE KAŻDEGO PROBLEMU W ZWIĄZKU, SKONTAKTUJ SIĘ Z NIM NA WHATSAPP LUB TELEGRAM: +27638836445 . JEGO ZAKLĘCIE JEST NIESZKODLIWE.