Wydawać by się mogło, że Katmandu to miasto zapomniane przez Boga. Trzęsienie ziemi, które miało miejsce w kwietniu, zniszczyło nie tylko mieszkania i ulice, lecz także największe zabytki sakralne. Między domami chodzą wygłodniałe, chude psy, kłęby kurzu dostają się głęboko do płuc, rodziny z dziećmi prowadzą życie na skraju ubóstwa w slamsach nad rzeką, a jakby tego było mało Indie odcięły Nepalowi dostęp do benzyny, powodując tym samym jeden z największych kryzysów od lat.
Jednak nie potrzeba wiele by odnaleźć w mieście piękno i uśmiechy dobrych ludzi.
Największą atrakcją miasta jest transport publiczny. Dworzec autobusowy w okolicach Ring Road pęka w szwach, a na przystankach stoi tyle autobusów, że całe polskie PKS mogłoby się powstydzić. Oczywiście nikt nie jedzie tam, gdzie akurat jedziesz Ty, a właściwie to nikt do końca nie wie dokąd zmierzasz, bo Twój nepalski pozostawia wiele do życzenia.
Zatem tak sobie chodzisz od autobusu do vana pytając o konkretny adres. W końcu jeden z kierowców się nad Tobą lituje i zabiera Cię w wymarzonym kierunki.
Busik jest zatłoczony. Ale nie tak jak krakowska 4 w godzinach szczytu, tylko tak, że w 20 osobowym pojeździe mieści się 40 osób i dwie kozy, które właśnie zsikały się ze strachu. Nikogo nie obchodzi, że jesteś biały – każdy walczy o swoje miejsce. Starasz się nie patrzeć przed siebie, bo to co kierowca wyprawia na drodze zdecydowanie Cię przerasta.
Na końcu płacisz za bilet równowartość 30 centów, co wpisujesz w rubrykę ATRAKCJE (bo tak zaiste się bawiłeś), a gdy autobus odjeżdża zdajesz sobie sprawę, że wcale nie jesteś tam gdzie planowałeś.
Samo miasto tętni życiem. Wydawać by się mogło, że panuje tutaj chaos, jednak wszystko tworzy specyficzną całość. Wypłowiałe bilbordy i neony pamiętające jeszcze czasy wojny domowej wiszą nad szerokimi ulicami. Dziury w drodze wypełnione są cegłami i plastikowymi butelkami. Po budynkach chodzą małpy. Wiaduktu nad ulicami przepełnione są ludźmi, którzy śpieszą w różnych kierunkach. Starsze pani sprzedają wszystko: owoce, kaszmirowe szale, bieliznę, kosmetyki i zużyte nożyczki do paznokci. Po ulicach pałętają się krowy strzegąc wejścia do bankomatu.
Starszy mężczyzna usilne próbuje przekonać Cię, byś skorzystał z jego usług. Kilkuminutowa jazda starą rikszą po wąskich uliczkach to nietypowe przeżycie. Z daleka młody chłopczyk nawołuje do kupna lassi i soku z trzciny cukrowej. Gdzieś z ciemnej ulicy dobiega do Ciebie ciche „smoke? marihuana?„, a z pobliskiego biura podróży młody Nepalczyk oferuje najbardziej niezapomniany trekking.
Wszystko dzieje się zaledwie w przeciągu kilku sekund i przerywane jest odgłosami klaksonów dobiegającymi ze wszystkich stron. Bywają chwile, gdy Twój umysł pracuje na najwyższych obrotach, próbując zlokalizować te wszystkie dźwięki.
Patan, położony po drugiej stronie rzeki, zachwyca swoimi zabytkami. Nawet po katastrofie miejscowi przychodzą tutaj na karcianą partyjkę, papierosa lub krótką pogawędkę. Małe dzieci gonią się z gołębiami, grając w piłkę i pozując do zdjęć. Ich umiejętność połączenia tego wszystkiego jednocześnie robi wrażenie. Starsze kobiety składają w ofierze kwiaty i rozpalają kadzidła, a prace renowacyjne i archeologiczne można podziwiać z jednej z kawiarni na dachu.
Godzina drogi rozklekotanym autobusem i stoisz przed bramą wejściową do Boudhanath Stupa. Mimo, że trzęsienie ziemi obeszło się z tym miejscem dość brutalnie warto tutaj przyjechać, by zobaczyć namiastkę tego co można było podziwiać przed katastrofą. Plac pełen gołębi, mnichy i mniszki, setki młynków na szczęście oraz niepowtarzalny zapach kadzideł.
Monkey Temple miała więcej szczęścia i została prawie nienaruszona. Jej nazwa nie jest przypadkowa, bo miejsce to jest siedzibą tysiąca mniejszych i większych małp. Świątynia i pobliskie stupy przyozdobione są w kolorowe chorągwie, które radośnie powiewają na wietrze.
Ze szczytu rozpościera się piękny widok na całe Katmandu, który wizualizuje ogrom tego miejsca.
Wracając do hostelu, który najprawdopodobniej znajduje się w turystycznej dzielnicy Thamel warto przyjrzeć się codziennemu życiu mieszkańców z dala od centrum, a następnie udać się do niewielkiej restauracji serwującej najlepsze pierożki mo:mo, bananowe lassi i rozkoszować się wspomnieniami z całodniowej podróży po stolicy Nepalu.
_________________________________________________________________________________________
Informacje praktyczne:
♥ 100 Rs = 1 $
♥ W stolicy spędziliśmy trzy noce zatrzymując się w hostelu Mountain Peace Guesthouse za 600 Rs (6 dolarów) za pokój dwuosobowy z łazienką na korytarzu i śniadaniami.
♥ Po mieście najlepiej poruszać się transportem publicznym. Nie jest to proste, lecz daje dużo frajdy. Za przejazd do jednej ze świątyń nie powinno zapłacić się więcej niż 20-60 rs (20-60 centów). Bywa jednak tak, że trzeba się gdzieś przesiąść (najczęściej na większych skrzyżowaniach). Nazwy miejsc i większych dzielnic lepiej mieć zapisane na kartce by móc pokazać kierowcy. Dobrze jest też wiedzieć, w którą stronę ma się jechać i na jakiej drodze najlepiej stanąć by złapać wymarzony autobus.
♥ Wejścia do świątyń są płatne: Patan 500 rs (5 dolarów), Boudahstopua 250 rs (2,5 dolara). W Świątyni Małp nikt nie wymagał od nas zapłaty.
♥Katmandu jest tanim miastem. Za posiłek dla dwóch osób (składający się najczęściej z mo:mo, chowmeina i dwóch napojów) nie powinniśmy zapłacić więcej niż 300 rs (3 dolary).
♥ Dojazd z lotniska do centrum to koszt około 700 rs (7 dolarów) taksówką i 50 rs (50 centów) transportem publicznym.
3 Comments
[…] mieście Sumatry. Mimo dość późnej godziny żar lał się z nieba. Kilkunastogodzinny lot z Kathmandu z przesiadką w Kuala Lumpur i nocleg na lotnisku troszkę nas wymęczyły, więc staraliśmy się […]
[…] Katmandu i okolice – piękno nepalskiej stolicy. […]
Kathmandu może budzić skrajne emocje, ale bez względu na to jest tu kilka miejsc wartych zobaczenia. Zazwyczaj turyści, którzy przyjeżdżają do Nepalu na trekking w stolicy Nepalu spędzają tylko kilka dni. W poście trafnie opisany jest klimat miasta, który doskonale obrazują zamieszczone fotografie. Namaste!