Na Filipinach mieszka obecnie około 104 milionów ludzi. Kraj ten znajduje się na 12 miejscu na liście najbardziej zaludnionych państw świata, obok Meksyku i Etiopii, z czego w samej Manili populacja wynosi około 20 milionów. Daje to około 43 tysiące osób na kilometr kwadratowy (dla porównania Warszawa to około 3,5 tysiące osób/km2)
Nie trzeba iść daleko od biznesowej, ekskluzywnej dzielnicy miasta, by poznać jego drugie oblicze. Tondo, największe slumsy Manili, w których gęstość zaludnienia sięga aż 80 tysięcy na kilometr kwadratowy, pokazują obraz biedy i nędzy. Tutaj nie ma szklanych budynków, klimatyzowanych pomieszczeń, taksówek czy apartamentowców. Przeciętny mieszkaniec stolicy nie zapuszcza się w te rejony, a i policja jakby zapomniała o istnieniu tego miejsca. Nikt nie chce się mieszać w rozrachunki sąsiednich gangów.
Słowo bieda nie odzwierciedla tego miejsca. Tutaj smród dymu, spalin, syfu, śmieci i moczu miesza się ze sobą tworząc odór, miejscami nie do wytrzymania. Na ulicach stoją stare lodówki, zużyte wiatraki, niedziałające telewizory. Labirynty przejść, uliczek i chodników znane są tylko mieszkańcom, a prowizoryczne domy zrobione są z blach, drutów, kamieni i kartonów. Nie ma tutaj dostępu do bieżącej wody, ludzie piorą i załatwiają wszystkie potrzeby biologiczne na zewnątrz,a plac zabaw to malutkie boisko do koszykówki z rozwaloną obręczą. Wiszące nad ulicami pranie to jedyny kolorowy akcent.
Na gankach domów siedzą kobiety w ciąży. Nie jedna, nie dwie, dziesiątki, czasami setki. Tutaj nikt nie ma pieniędzy na zabezpieczenie, a większość mieszkańców nie ma nawet pojęcia o chorobach wenerycznych. Ostatnia kampania HIV miała miejsce na Filipinach ponad 20 la temu. Nikt się więc nie bada, nie leczy, no bo i gdzie? W Tondo nie ma lekarza.
Są za to junk shopy. Setki junk shopów. To jedne z niewielu miejsc gdzie można zarobić kilka peso. Ludzie chwytają się tutaj wszystkiego: są riksiarze, którym się „udało” i odziedziczyli motor po ojcu, są naganiacze pasażerów zarabiający średnio 20 peso za jeden wypełniony po brzegi jeepney, są mechanicy i są ludzie zbierający śmieci, których zarobek zależy od ilości przywiezionych do junk shopu butelek.
Codziennie na ulice wychodzi tysiące osób w poszukiwaniu zużytych plastików. Przy segregacji śmieci pracują kobiety i mężczyźni, emeryci i nastolatki. Spory procent to dzieci, które nie ukończyły jeszcze 15 roku życia.
A dzieci jest tutaj od groma. Biegają nagie, umorusane, pobite, z zapaleniami, zakażeniami i chorobami, o których nawet nie wiedzą, skaczą po starych rikszach, wspinają się na zużyte sprzęty, bawią się w błocie i na wysypisku. Nikt się nimi nie przejmuje. W ich dużych pięknych oczach widać strach, zaciekawienie, czasem smutek. Biegają między blaszanymi domami trzymając popsute zabawki, zużyte kosmetyki i cukierki podkradzione gdzieś na straganie. W samej Manili odnotowuje się ponad 3500 tysiąca dzieci żyjących na ulicy, 3% nie dożywa nawet 5 roku życia. Dla większości nie ma już przyszłości.
Ludzie pieniędzy nie mają, a przeżyć trzeba. Zapożyczają się więc u pobliskiej mafii, która za dzień opóźnienia dolicza sobie nawet 50% odsetek. Ludzie zadłużają się bardziej i bardziej. Bywa tak, że dzieci spłacają jeszcze długi ojców i dziadków.
Samobójstwa, bitwy gangów, gruźlica, zarobaczenie, niedożywienie, choroby przenoszone przez szczury – to tylko niektóre z wielu przyczyn zgonu. Nikt nie dożywa tutaj spokojnej starości w spokoju i dobrobycie.
Coraz większym problemem staje się również seksturystyka. Według niektórych organizacji ponad połowa turystów to turyści seksualni. Młode Filipinki mogą przyjąć nawet 20 klientów dziennie, a Filipiny są jednym z największych eksporterów niewolnic (z czego ponad 100 tysięcy importuje sama Japonia). Mówi się o 40 tysiącach dzieci świadczących usługi seksualne (dane z 2010 roku), a liczby nieuchronnie rosną.
Dlaczego w ogóle piszemy ten tekst? Dlatego, że przed przyjazdem na Filipiny, nie mieliśmy pojęcia o skali tego problemu. A problem jest i mówić o nim trzeba, wręcz należy! Filipiny to nie tylko turkusowe wody Coron , złote plaże Boracay, przepiękne pola ryżowe północnego Luzonu. To też bieda, smutek, rozpacz i przeraźliwa walka o życie – każdego dnia…
Każdemu kto wybiera się w tamte strony polecamy blog prowadzony przez Anię (wAzji.pl) oraz świetnie napisaną książkę „Eli, Eli” autorstwa Wojciecha Tochmana, wzbogaconą o poruszające zdjęcia Grzegorza Wełnickiego.
16 Comments
Bloga znam, a książkę z chęcią przeczytam. I oczywiście Wasze inne wpisy o Filipinach. Będę tam krótko, więc pewnie skończy się głównie na rajskim obliczu tego kraju, ale macie 100% racji – nie można zapominać o drugiej, mniej kolorowej stronie Filipin…
To jest propaganda . Bylem wiele razy na Filipinach i jest tak jak w Polsce 20 lat temu . To piszą brednie . Proszę tego nie czytać . To kłamstwa .
Ich zarobki są nie wiele niższe niż w Polsce . Jest bezpiecznie i mili ludzie . Lubie tam przyjeżdżac . Ceny jak w Polsce i zarobki. Inna kultura . Są bardzo rodzinni. Jak jestem w Polsce to takie same miejsva można znaleźć co na Filipinach
Pokaż mi grupę rodowitych niemców , którzy podobnie mieszkają
Dobry tekst, tak samo jak i zdjęcia. Czym robione?
dzięki!
Canon 5d + Tamron szerokokątny 2.8
[…] Smutne oblicze Filipin. […]
Nikt się na Filipinach nie zabezpiecza – ale nie dlatego, że nie ma na to pieniędzy, tylko dlatego, że antykoncepcja była jeszcze do niedawna zakazana. Nie można było kupić nawet prezerwatyw, nie mówiąc o innych rodzajach antykoncepcji. W tej chwili szpitale i przychodnie rozdają środki antykoncepcyjne za darmo.
Pisząc ten tekst chodziło nam głównie o Tondo – dzielnicę, w której ludzie żyją za dolara albo i mniej dziennie, i nie w głowie im wydawanie pieniędzy na środki antykoncepcyjne czy też pójście do lekarza po darmową prezerwatywę.
Nas najbardziej uderzyły dwa świat, które leżąc obok siebie, jakby się wzajemnie nie widziały. Tuż obok biznesowej dzielnicy w Metro Manila – Makati, gdzie nie ma korków ulicznych, ulice są czyste a parki pełne biegających ludzi, centra handlowe pełne zachodnich marek i zabójczych cen – ludzie mieszkają pod wiaduktami. Wystarczy przejść kilka ulic i świat zmienia się nie do poznania. Najśmieszniejsze jest to, że spotkaliśmy zachodnich ekspatów jak i bogatych Filipińczyków, którzy nigdy nie wychodzą poza Makati! Ich jedynym kontaktem ze światem znajdującym się kilkaset metrów dalej są jedynie okna taksówki, którą przemieszczają się na lotnisko i lecą na rajskie filipińskie plaże. Słyszeliśmy również wskazówki, żeby jadąc podmiejskim pociągiem przez newralgiczne tereny, zamykać okna. Ponieważ ekskrementy mogą wylądować pod naszymi nogami, w ramach sprzeciwu wobec „świata bogatych”. Jest to kraj skrajnych kontrastów, których wielu nie zauważa widząc jedynie rajskie plaże i zatoczki. Nie możemy o tym zapominać…
Nie należałoby pomyśleć o transformacji ? .
Chrzescianizm ….. nie sprawdził się , kapitalizm …. demokracja również
Czas więc na solidaryzm ! . ( o socjalizmie nie wspomnę bo wywołam histerie siłę zniszczenia rownej …… atomowej bombie.)
Co za debil to napidal. Takie same miejsca można znaleźć w Polsce i Anglii. To się nazywa manipulacja umysłem moim .to nie prawda .. bylem wiele razy na Filipinach i ludzie żyją tam normalnie . Z za stek kłamstw
Filipiny to piękny kraj a ludzie są mili i uśmiechnięci. Ceny podobne do polskich. Kobiety cudowne i nie wyemancypowane jak nasze. Polecam
Jakie wasze ?!
A co to kobieta to jałówka że do kogoś najeży ?
Stuknij się w głowę typie.
Tekst jest Bullshit, takie obrazy można znaleźć na całym świecie, nawet w Polsce i w Niemczech. Musisz przez jakiś czas mieszkać na Filipinach, aby zrozumieć ludzi i życie tam. Przyjazni i pomocni ludzie, wcześnie rano idziesz do pracy szczęśliwy i rodzina jest najważniejsza. Proszę, nie czytaj tekstu, to wszystko jest tylko kłamstwo!
Dziękujemy za opinię
Natomiast nigdzie nie napisaliśmy, że ludzie są nieprzyjaźni czy niemili. Pokazaliśmy kontrast między Filipinami z pocztówek, a tymi, o których nikt nie mówi. I jasne, że można znaleźć takie miejsca na całym świecie – ale ten tekst jest akurat o Filipinach.
Pozdrawiamy