Na lotnisko jak zwykle docieramy sporo przed czasem. Zoja i jej cały ekwipunek wymaga od nas stawienia się w kolejce do check-in’u przynajmniej dwie godziny przed odlotem, więc już przed 8 jesteśmy na miejscu. Udaje nam się w miarę szybko załatwić wszystkie formalności, przejść przez odprawę i spędzić kilka chwil na strefie bezcłowej. Nasz prawie 5-miesięczny bobas jest zainteresowany wszystkim dlatego każdy nietypowy dźwięk, błysk i nowa osoba rozbudzają ją na nowo i jak na złość zasypia w wózku chwilę przed tym kiedy obsługa zaczyna wprowadzać ludzi na pokład.
Nie jest zadowolona z tej nagłej pobudki, ale świsty i huk silnika wynagradzają jej wszystkie niedogodności; idąc przez płytę lotniska prawie dostaje oczopląsu od nadmiaru bodźców.
Siadamy na przydzielonym nam miejscu i zaczyna się niezadowolenie – przerwana drzemka, niewygodne kolana Mamy, jakiś dziwny pas, który ogranicza ruchy… Zoja wyraźnie daje znać, że to nie jest jej wymarzony poranek, ale kilka chwil po starcie zaczyna zasypiać.
Lot mija nam stosunkowo szybko i przed godziną 13:00 lądujemy w Bari, gdzie czeka już na nas zamówiony wcześniej van, który zawiezie nas do naszego hotelu, znajdującego się 30 kilometrów od lotniska. Zoja ze skupieniem podziwia zmieniające się za oknem, migające obrazki.
W końcu docieramy na miejsce, do Barion Hotel, dostajemy klucze do pokoju i zaczynamy ogarniać plan działania na najbliższe dni. Planowanie podróży z dzieckiem przed wyjazdem powinno być naszym priorytetem, ale najnormalniej w świecie nie potrafimy znaleźć na to czasu, więc przed wylotem ogarniamy tylko najpotrzebniejsze formalności, a resztę improwizujemy na miejscu. Nie inaczej jest tym razem.
Na Apulię mamy inny plan niż na Maltę czy Cypr. Tym razem postanawiamy nie wynajmować samochodu (głównie dlatego, że zaczęliśmy o nim myśleć na ostatnią chwilę i ceny były zaporowe) i przemierzyć ten region kraju w iście włoski sposób – pociągami!
Jest jeszcze wcześnie, a my jesteśmy głodni więc postanawiamy ruszyć do Bari, które znajduje się 16 kilometrów od hotelu. Najbliższa stacja jest ponad 3 kilometry dalej, ale hotel oferuje podwózkę naszej trójki za niecałe 5 euro, więc bez wahania bierzemy tą opcję.
O godzinie 15:00 pod hotelem czeka na nas ten sam kierowca, który przywiózł nas tutaj z lotniska, a 10 minut później jesteśmy już na stacji Torre a Mare, z której łapiemy pociąg do centrum Bari. To pierwszy raz Zoi w takim środku transportu, a my jesteśmy bardziej podekscytowani niż ona (która nawet nie zauważa, że przemieszcza się długą maszyną po torach) i zasypia w kilka minut
Po godzinie 16:00 jesteśmy już w Bari i długim deptakiem wzdłuż którego ciągną się ekskluzywne butiki ruszamy w stronę starego miasta.
Swoją podróż zaczynamy od wizyty w Mastro Ciccio – w niewielkiej restauracjo-piekarni, do której stoi długa kolejka. To najlepsza reklama tego miejsca i mimo, że jesteśmy głodni postanawiamy czekać by skosztować ich pysznych wypieków. Decydujemy się na panzarotti – pierożki o różnym nadzieniu, które wyglądem przypominają calzone. Są jeszcze ciepłe i chrupiące więc zabieramy je ze sobą na wynos. Uwielbiamy włoską kuchnię, a one, mimo swojej prostoty, od razu trafiają do naszego top jeśli chodzi o dania regionalne.
Ruszamy dalej, a spacer po starym mieście zaczynamy od Piazza Mercantile i Piazza del Ferrarese – dwóch placów, na których tłoczą się zarówno turyści, zorganizowane grupy, młodzież i mieszkańcy miasta.
Następnie wąskimi, uroczymi uliczkami, nad którymi suszy się pranie…
…i kolorowymi dziedzińcami …
…ruszamy w stronę Basilica San Nicola….
…a następnie kierujemy się w stronę Cattedrale di San Sabino.
W końcu docieramy do niewielkiej lodziarni Gentilo, która znajduje się na przeciwko Zamku Svevo di Bari i w której po raz kolejny musimy odczekać swoje, ale nagrodą są przepyszne lody: moje o smaku pistacji i Rostka o smaku nektarynki z kawałkami świeżych owoców. Jednogłośnie stwierdzamy, że to jedne z najlepszych lodów jakie kiedykolwiek jedliśmy w życiu.
Następnie idziemy na Strada Arco Basso, na małą, wąską uliczkę, na której można znaleźć kobiety, które od kilkunastu lat robią ręcznie makaron orecchiette.
Ostatecznie zataczamy koło, a spacer kończymy w Mistro Ciccio, gdzie po raz kolejny jemy świeże, pyszne wypieki i ruszamy w stronę dworca, a wsiadając do pociągu dzwonimy na recepcję żeby zabookować powrotnego vana z dworca do hotelu.
Do pokoju docieramy wieczorem i padamy ze zmęczenia. Gdy ja biorę prysznic Rostek ogarnia nam jutrzejsze połączenia. Zasypiamy w chwilę. To był długi, ale piękny dzień.
Następnego dnia Zoja zarządza pobudkę o 6:00 rano. Zbieramy się i ruszamy na śniadanie, które w Barion Hotel serwowane jest na tarasie. Świeże owoce, pyszne croissanty, sery, szynki, gorąca kawa i czekolada, no i moja ukochana Nutella i to wszystko z widokiem na Morze – tak możemy zaczynać każdy dzień.
Po śniadaniu pakujemy najpotrzebniejsze rzeczy, rezerwujemy vana i ruszamy na pociąg, którym jedziemy do krainy trulli – Alberobello – miasteczka, o którego odwiedzeniu marzyliśmy już od dawna. Pierw pierwszym pociągiem dojeżdżamy do centrum Bari, następnie wsiadamy w pociąg do Putignano, a stamtąd już bezpośrednio do Alberobello.
Z niewielkiego dworca kolejowego ruszamy w stronę Rione Aia Piccola – do spokojnej i mniej popularnej część miasteczka, do której dociera o wiele mniej turystów i w której nawet w weekendowy dzień można znaleźć puste uliczki.
Rozpościera się stad piękny widok na Rione Monti – dzielnicę, w której znajduje się ponad 1000 trulli, z których znakomita większość przekształcona jest na hotele, kawiarnie czy sklepy.
Po wielkich schodach schodzimy w dół, na plac Largo Martellotta, a następnie zaczynamy błądzić malutkimi uliczkami wzdłuż których osadzone są te małe, bajkowe domki…
…aż w końcu docieramy do lodziarni Martinucci i po raz kolejny zajadamy się pysznymi lodami o smaku orzecha i pistacji.
Miasteczko jest bardzo zatłoczone i podejrzewamy, że najlepiej byłoby tu przyjechać z samego rana, kiedy większość turystów jest jeszcze na śniadaniu, ale i tak udaje nam się znaleźć kilka momentów, w których jesteśmy całkowicie sami.
Kilka godzin później łapiemy pociąg, a następnie przesiadamy się na autobus (który jest podstawiony za jeden z kursów) i jedziemy do Bari i idziemy na kolację. W końcu możemy zjeść prawdziwą neapolitańską pizzę. Restauracje po zmroku tętnią życiem, ale udaje nam się znaleźć knajpkę z wolnym stolikiem na zewnątrz. Zamawiamy dwa grube placki i po chwili na naszym stole lądują pyszne pizze. Wracamy wspomnieniami do Neapolu i pizzerii Da Michele, w której jedliśmy najlepszą Margharitę w naszym życiu, do której już chyba zawsze będziemy porównywać inne pizze.
Jednym z ostatnich pociągów wracamy do Torre a Mare, a następnie do hotelu. Kiedyś takie trasy robiliśmy w pół dnia, teraz jest to całodniowa wyprawa, która powoduje, że pod wieczór padamy ze zmęczenia :p
Ostatni dzień w Apulii postanawiamy spędzić w Monopoli i Polignano a Mare. Schemat jak zwykle jest ten sam – zamawiamy vana i z pobliskiej stacji kolejowej ruszamy na południe. Cała trasa do Monopoli zajmuje nam niecałe 40 minut, a swój spacer po mieście rozpoczynamy od pysznych lodów w Caffe Roma, które znowu powalają nas swoim intensywnym i naturalnym smakiem.
Pierwszym punktem na mapie jest Catterale Maria Santissima della Madia – piękny kościół z zacienionym placem, na którym o dziwo jest bardzo spokojnie.
Jest jeszcze dość wcześnie, ale mijane po drodze Fish and Chips kusi nas kubełkiem kalmar i ośmiorniczek w panierce, więc robimy sobie chwilowy przystanek na szybką przekąskę.
Chwilę później spacerujemy wzdłuż najbardziej popularnej w okolicy plaży – Cala Porta Vecchia, na której wygrzewają się miejscowi i turyści.
Po drodze kupujemy gorące i pyszne panzarotti – warte półgodzinnego czekania w kolejce.
Wąskimi uliczkami, otoczonymi białymi kamienicami z zielonymi okiennicami i kolorowymi balkonami, idziemy na Palazzo Palmieri – na którym jesteśmy prawie całkowicie sami. Gdzie podziali się wszyscy ludzie?
Zaglądamy też do Porto Antico – jednej z największych atrakcji miasta, po której mieliśmy duże oczekiwania, ale nie robi na nas większego wrażenia. Zdecydowanie bardziej podoba nam się sam klimat miasteczka: kolorowe dziedzińce, poukrywane w zaułkach kościółki i spokojnie toczące się życie.
Spacer kończymy – a jakże – na lodach, w Caffe Napoli, gdzie zamawiam dużą gałkę lodów o smaku Nutelli, której nie da się przejeść i która zapycha mnie na kilka najbliższych godzin.
Wsiadamy w pociąg i jedziemy do Polignano a Mare, które w przeciwieństwie do Monopoli, przytłacza nas tłumem turystów, głośną muzyką i wysokimi cenami. Robimy więc szybki obchód po mieście, idziemy na główne punkty widokowe, jemy kanapki rybne w Pescarii, frustrujemy się, że zamknięte są wszystkie sklepy, a nam kończy się woda, ale ostatecznie znajdujemy mały kiosk ruchu, robimy zapasy jedzenia i picia i ruszamy do hotelu.
Wieczorem zamawiamy pizzę do pokoju, a o poranku budzi nas gigantyczna burza i ulewa. Pakujemy rzeczy, zamawiamy taksówkę i ruszamy na lotnisko. Na szczęście pogoda powoli się stabilizuje i udaje się wylecieć o czasie. Wczesnym popołudniem jesteśmy już w domu - grubsi o kilka kilo, ale bardzo szczęśliwi
To był dobry weekend
_________
Garść informacji praktycznych:
♥ Do Apulii lecieliśmy z Krakowa na lotnisko w Bari. Połączenia są stosunkowo tanie, a nam udało się złapać bilet za trochę ponad 200 zł za osobę w sezonie, co jest według nas bardzo dobrą ceną. Pamiętajcie, że niemowlak ma w Raynairze i Wizzairze stałą cenę niezależnie od kierunku i może zabrać ze sobą dwie rzeczy (np. fotelik, bujaczek, wózek) oraz malutki plecak do 5 kilogramów.
♥ My zatrzymaliśmy się w Barion Hotel & Congressi. Co prawda jest on położony kilka kilometrów od Bari, ale recepcja oferuje dojazd do najbliższej stacji kolejowej (płaciliśmy 4,5 euro za naszą trójkę) oraz z/na lotnisko (18 euro za naszą trójkę). Van kursuje na/z lotniska od godziny 7 rano, dlatego jeśli Wasz lot jest szybciej to jesteście „skazani” na taksówkę. Jeśli chodzi o sam hotel to my bardzo polecamy (a już w ogóle jeśli jesteście zmotoryzowani, bo nie musicie płacić za parking, ani pchać się do centrum). Dobre śniadania, miła obsługa, szybki Internet. W holu głównym, w witrynkach możecie też podziwiać piękne wyroby ceramiczne Musealo. Dojazd pociągiem z najbliższej stacji kolejowej (Torre a Mare) do centrum Bari kosztuje 1,10 euro. Bilet można kupić w automacie na stacji lub przez Internet.
♥ Oczywiście z lotniska możecie również dojechać komunikacją miejską: pociągiem za 5 euro (lub podejść jeden przystanek bliżej na stację Europa i wtedy bilet kosztuje 1,1 euro), autobusem miejskim lini 16 (za około 1 euro; jedzie dość długo bo zatrzymuje się na każdym przystanku z trasy) oraz autobusem Tempesta za 4 euro. Można też wynająć samochód (jeśli zdecydujecie się na tą opcję to polecamy zrobić to szybciej) lub dojechać taksówką za około 30 euro.
♥ Podróżowanie koleją po Apulii jest szybkie, tanie i proste. Pociągi przyjeżdżają na czas, są wygodne, klimatyzowane, nowoczesne i przystosowane dla wózków. My sprawdzaliśmy połączenia, czas przejazdu, cenę oraz godziny odjazdów na stronie Trainline.
Za bilety zapłaciliśmy:
-Torre a Mare – Bari Centrale: 1,10 euro
-Torre a Mare – Monopoli: 2,30 euro
-Monopoli – Polignano a Mare: 1,10 euro,
-Polignano a Mare – Torre a Mare: 1,90 euro (do Bari Centrale 2,60 euro),
-Torre a Mare – Alberobello : 6,20 euro (z przesiadką w Bari Centrale oraz Putignano, więc jeżeli jedziecie z centrum Bari to macie tylko przesiadkę w Putignano)
No i chyba to wszystko
Naszym zdaniem Bari i okolice to idealny kierunek na weekendowy wypad 
2 Comments
Piękne zdjęcia i miejsce! Lubię do Was zaglądać ????
bardzo nam miło <3