Po kilku dniach w słonecznej Kapadocji wróciliśmy do Stambułu, który przywitał nas mgłą, deszczem, gęstymi chmurami i chłodem, który towarzyszył nam przez prawie cały pobyt. Pogoda się nam nie udała, ale nie zniechęciła. W miasto ruszyliśmy z samego rana…
Głód dopadł nas szybciutko więc zaopatrzyliśmy się w cieplutki, świeżo wypiekany simit, czyli sezamowy bajgiel podobny do krakowskiego obwarzanka oraz kubek ayranu (lokalny jogurt, który mieliśmy już okazję kosztować w Iranie) i powoli skierowaliśmy się w stronę Balat.
Po godzinie byliśmy już w samym sercu żydowskiej dzielnicy, gubiąc się w plątaninie uliczek położonych między starymi kamienicami…
…a chwilę później dotarliśmy nad brzeg Złotego Rogu, do portu, gdzie natknęliśmy się na grupę chłopców grających w piłkę.
Naszym kolejnym celem było wzgórze Pierre Loti. Na szczyt dotrzeć można na kilka sposobów: taksówką, kolejką lub tak jak my – pieszo , alejkami przez gigantyczny cmentarz znajdujący się na zboczu góry, na którym zostali pochowani sułtani oraz zasłużeni muzułmanie.
Na samej górze czekał na nas taras widokowy z którego rozpościerał się widok na zabytkową część Stambułu, panoramę Złotego Rogu oraz horyzont drapaczy chmur. Całość poprzecinana minaretami i kopułami meczetów, z których co chwila słychać nawoływanie do modlitwy. Żałujemy, że nie dotarliśmy tutaj o zachodzie słońca kiedy całość skąpana jest w kolorach złotej godziny.
Na dół schodzimy ponownie cmentarzem , mijając po drodze meczety oraz targ, łapiemy autobus i chwile później jesteśmy już w drodze na Most Galata. Jest akurat godzina obiadowa, więc szukamy czegoś do jedzenia. Już po chwili uśmiechnięty Turek przyrządza dla nas danie popisowe tego miejsca – Balik Ekmek, czyli kanapkę ze świeżą rybą i cebulą, a parę metrów dalej kupujemy woreczek midye dolma, małż faszerowanych smażonym ryżem, przyprawami, cebulą i cytryną oraz kubeczek świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Siadamy na malutkim placu i zajadamy się darami morza. Wychodzi słońce – czego chcieć więcej?
Najedzeni ruszamy w stronę mostu, na którym panuje gwar i tłok. Mężczyźni poustawiani w równym rządku łowią ryby (które następnie sprzedadzą na pyszną kanapkę balik ekmek), dzieciaki biegają między turystami, sprzedając breloczki i inne tureckie pamiątki, każdy robi sobie zdjęcie z Wieżą Galata w tle.
Spacerujemy chwilę, a wracając zaopatrujemy się w gorącą kukurydzę sprzedawaną w kolorowych budkach.
Niedaleko mostu znajduje się niewielki, ale bardzo zatłoczony egipski bazar. Skuszeni zapachami kierujemy się w jego stronę odkrywając bogactwo kolorów i smaków. Każdy sprzedawca z dumą prezentuje swój asortyment, a od nadmiaru degustacyjnych serów i słodyczy można pęknąć.
Robi się późno, więc wsiadamy na jeden z promów płynący przez Bosfor i chwilę później jesteśmy już…w Azji
Podziwianie zachodu słońca od strony azjatyckiej to typowe must-see, must-do w Stambule i chyba każdy odwiedzający miasto ma to w swoich planach. Nie bez powodu, bo widok na stronę europejską, gdy słońce chyli się ku horyzontowi po prostu zniewala
W drodze powrotnej do hostelu wstępujemy jeszcze po kanapkę Patso oraz worek świeżych pomarańczy.
Następnego dnia w jednej z lokalnych piekarni zamawiamy całą tackę Borku – tłustego,kruchego ciasta filo przekładanego słonym serem oraz ziemniakami. To zdecydowanie jedna z moich (Sandry) ulubionych tureckich przekąsek.
Najedzeni ruszamy w stronę Grand Baazar, który, co tu dużo mówić, jest naprawdę olbrzymi. Już po chwili gubimy się w zewnętrznych uliczkach, a gdy wchodzimy do środka – miejsce całkowicie nas „pożera”. Zewsząd zagadują do nas sprzedawcy, powietrze pachnie świeżymi przyprawami, kolorowe lampy, szisze i ozdobne talerz mienią się we wszystkich kolorach. Miejsce jest przeolbrzymie i zajmuje powierzchnię aż 60 ulic! W jego okolicy znaleźć można dwa meczety, fontanny, kilkanaście bram, kilkadziesiąt restauracji oraz setki sklepów i straganów. Mapa w telefonie nam wariuje, więc postanawiamy „zgubić” się w jego zakamarkach.
Buszowanie po bazarze zajmuje nam godzinkę, a chwilę później jesteśmy już w drodze do dzielnicy Taksim.
Po drodze odwiedzamy Wieżę Galat…
…pijemy świeży sok...
…kosztujemy turkish delights na degustacjach w sklepach ze słodkościami na İstiklal Caddesi…
…i docieramy do małej knajpki Dürümzade, w której Anthony Bourdain zachwalał tureckie kebaby, zwane donerami.
Dopychamy się jeszcze Dondurmami, czyli tureckimi, nietopiącymi się lodami o gumowatej konsystencji na bazie koziego mleka i ruszamy dalej…
Spacerujemy pomiędzy kamienicami po dzielnicach Beyoglu i Tarlabaşi…
A po drodze udaje nam się jeszcze skosztować Corby, zupy-krem z czerwonej soczewicy i mięty, która w tą glistą pogodę pomaga nam się rozgrzać.
Wieczorem zajadamy się smażonymi kasztanami i kusimy się na setną szklaneczkę cay’u, słodkiej tureckiej herbaty podawanej w tulipanowych szklaneczkach.
Ostatniego dnia odwiedzamy piękny Błękitny Meczet zachwycający nie tylko z zewnątrz….
…ale i wewnątrz.
Prowadzi do niego pięć bram oraz trzy wejścia. Światło wpada tutaj przez setki okien, a niezwykły klimat tworzą zapalone żyrandole. Ściany meczetu zdobioną płytki w błękitnej tonacji, a na ziemi leżą miękkie, czerwone dywany. Część modlitewna oddzielona jest od części turystycznej, a każdy odwiedzający to miejsce musi zdjąć buty, zakryć ramiona, kolana oraz (w przypadku kobiet) głowę.
Hagia Sophia, do której ustawiają się długie kolejki, nie zachwyciła nas w ogóle. Pewno spowodowane to było wywindowaną ceną (40 zł od osoby) oraz tym, że 3/4 wnętrza było w remoncie.
Skusiliśmy się jeszcze na turecką pizzę w kształcie łódki- Pide – z serem i przyprawami oraz na Fırın sütlaç, słodki ryżowy pudding z karmelizowaną powłoką na górze.
Popołudniu odebraliśmy nasze bagaże z hostelu i ruszyliśmy w stronę lotniska, skąd, z przesiadką na Ukrainie, wróciliśmy do Polski
______________
A każdemu kto wybiera się do Turcji polecamy książkę „Merhaba. Reportaże z tomu Zabójca z miasta moreli i osobisty słownik turecko-polski” Witolda Szabłowskiego. Książka dostępna już od 6 czerwca w księgarniach!
1 Comment
ale z Was żarłoki Zdjęcie pana prezentującego rybę bezbłędne! Dzięki za barwną i ciekawą relację.